J

Jak nic nie robić i dobrze się z tym czuć

W kwarantannowej rzeczywistości myślałam dużo o tym, co naprawdę jest ważne – i co nie jest. Ile jest mi naprawdę potrzebne, co mi daje spełnienie i poczucie balansu, gdzie jest moje “dość”? Kiedy mogę przestać udowadniać światu, że jestem wartościową kobietą która coś potrafi, i zająć się w końcu tym, co dla mnie ważne?
Zadaję sobie też pytanie: czy da się choć przez chwilę nie robić nic?

Toksyczna produktywność

Bo wiecie, człowiek sukcesu musi dużo pracować. Być zupełnie zawalony robotą, wiecznie zajęty i ciągle produktywny. Tok myślenia jest taki: więcej pracujesz, czyli więcej osiągniesz, czyli jesteś bardziej wartościową osobą. Mimo tego, że nie mieszkamy w Ameryce, przez filmy i kulturę mamy ciągle z tyłu głowy “Amerykański sen” – jeśli wystarczająco dużo będę pracować to na pewno się uda, będę bogata, będę sławna, będę mieć ogromny dom…

Nie jestem przeciwko ustalaniu sobie celi i realizowania ich, super jeśli ktoś ma swój biznes, chce spełniać marzenia, zapewnić sobie i bliskim utrzymanie. Niektórzy muszą pracować by mieć co włożyć do garnka, podczas gdy inni pracują by swój status utrzymać i podwyższać.

Mam jednak wrażenie, że w ten sposób praca staje się sensem życia. Z bólem obserwuję osoby bardzo młode, które niszczą swoje zdrowie dla… pieniędzy, uznania, statusu, ale też dla zwykłego udowadniania innym, że potrafią. Ja również jestem w pułapce nadążania za wszystkim, prób udowadniania innym i sobie, że potrafię i że jestem taka zawalona i taka #girlboss.

Tylko… gdzie i kiedy to się wszystko kończy? Jaki jest ten “ostateczny” cel, skoro poświęcamy rodzinne więzi, zdrowie psychiczne i fizyczne? I po co to robimy? Czy jest moment, w którym można bez wyrzutów sumienia powiedzieć sobie “wystarczy mi”? I czy naprawdę sprawdzanie maili o dwudziestej drugiej przybliża kogokolwiek do jakiegokolwiek celu?

W tej mentalności największym luksusem zdaje się posiadanie czasu: na hobby, przyjemności, budowanie więzi, w końcu na nic nie robienie. Owszem, są wakacje i podróże – ale co z codziennością?

Jak w ogóle można nic nie robić

Książek, podcastów, kursów, blogów o produktywności są miliony. Planowanie sobie celów i kroków do osiągnięcia ich, skracanie czasu spania, liczne filmy o motywacji, stwierdzenia, że tylko stale pracując osiąga się sukces…

Gdy więc mówię swoim znajomym o tym, że czasem nic nie robię – są w szoku. Jak to nic nie robię? Co to znaczy? Czy jestem największym leniuchem, gapą, życiowo nieporadna? A może ultrabogata? Co się w ogóle robi, gdy się nic nie robi?

Nie mam na myśli wielomiesięcznej laby czy nie robieniu niczego ze swoim życiem. Chodzi mi bardziej o te momenty, kiedy nie jestem produktywna, nie zajmuję się niczym konkretnym co można połączyć z pracą i biznesem. Wtedy odpoczywam i nie myślę o kolejnych krokach do osiągania celów.

Przyznaję się, że nie jestem jeszcze dobra w nie zajmowanie się pracą. Jest mi ciężko przeznaczać na to czas, a gdy go przeznaczam to nie zawsze umiem z niego korzystać. W moim domu panowało przekonanie, że nauka i praca są najważniejszą wartością w życiu i nawet gdy się nie pracuje, to powinno się “coś” robić. Skutkiem tego jestem wiecznie zabiegana i mam głowę zawaloną myślami.

Od wielu lat wiele myślę też, że nie pracuję wystarczająco dużo. Skończyłam pierwszą klasę podstawówki dwa razy (pierwszy raz w innym kraju) i będąc o rok starsza od dzieci w szkole, musiałam się wykazywać najlepszymi wynikami, a po szkole “nadrabiać stracony rok”. Do tej pory mam w sobie przekonanie, że muszę coś “nadrabiać” i mieć lepsze wyniki, niż wszyscy dookoła mnie.

Mam również dużo hobby i zainteresowań, które czasem są nic-nie-robieniem, a czasem ciężką pracą! Dlatego hobby – super, ale staram się odkładać na półkę myśli, że kiedyś może zrobię z tego swoją pracę, muszę być w tym idealna, mieć wspaniałe rezultaty. Dla mnie “nic nie robienie” to takie czynności, które nie prowadzą mnie do jakiegokolwiek celu. Sama wzdrygam się na tą myśl, tak szokująca mi się zdaje!

Po co więc w ogóle poświęcać choć chwilę w swoim życiu, by nic nie robić?

Dla mnie te momenty to czas, kiedy mam w końcu przestrzeń na własne myśli i mogę kompletnie się odprężyć, wyłączyć. Kiedy nic nie “muszę” i za niczym nie biegnę. Kiedy mogę sobie naładować baterie i zająć się sobą, zrozumieć siebie, zastanowić się co jest dla mnie ważne. Rozluźnić się w końcu i sobie odpuścić. W tych momentach pojawia się u mnie kreatywność, mam więcej pomysłów i chęci do ich realizacji.

Wychodzi całkiem sporo nowych badań o pozytywnym wpływie odpoczynku na produktywność (linki na dole posta). Wszyscy w środku to już jednak wiemy: by mieć balans w życiu i dobrze się czuć, trzeba też odpoczywać.

Jak udaje mi się nic nie robić

  • planuję sobie zawczasu czas wolny
  • odkładam telefon jak najdalej – nie zaliczam czasu na telefonie do odpoczynku, zwłaszcza social media mnie dodatkowo stresują
  • mam listę czynności, które mnie relaksują i stanowią moją bazę pomysłów. Staram się też odkrywać sama dla siebie jakie czynności mnie relaksują, a jakie nie. Czasem coś, co wydaje mi się odpoczynkiem odbiera mi tak naprawdę więcej energii.
  • zmuszam się – zwyczajnie każę sobie samej siedzieć i nic nie robić. Bywa trudno, zawsze jednak jest warto.
  • stosuję też praktyki, o których pisałam tutaj.

Dla mnie nie robienie niczego i odpoczynek są nowymi doświadczeniami i po prostu nie jestem w to jeszcze dobra! Oszałamiające jest dla mnie przyznanie się, że nie umiem odpoczywać, ale taka jest prawda. Dlatego jeśli macie jakieś przemyślenia i wskazówki co do tego, to dajcie proszę znać!


Źródła:

KategorieBez kategorii
Aleksandra Bogusławska

Dwa lata spędziłam w podróży, żyjąc na walizkach i co kilka tygodni zmieniając adres zamieszkania. Dziś mieszkam na stałe w domku na szkockiej wsi. Dużo spaceruję, gotuję wegańsko, spędzam czas w ogrodzie, doceniam małe przyjemności i spokojne życie.
Jestem autorką wszystkich tekstów i zdjęć na stronie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.