L

Lenistwo, prokrastynacja, odkładanie na później. Sposoby, o których nie przeczytacie nigdzie indziej.

Odkąd pamiętam, powtarzano mi, że jestem leniwa. Nie biorę się za robotę, odkładam wszystko na ostatnią chwilę i co ze mnie będzie skoro nie umiem wziąć się w garść i zacząć coś robić. Wyrosłam z przekonaniem, że jest to niepodważalna prawda o mnie, o tym jak pracuję, o tym jak żyję. Z radością czytałam więc długie artykuły o prokrastynacji, czyli odkładaniu na później lub na ostatnią chwilę 1. Oglądałam filmiki na YouTube w temacie, czytałam książki, słuchałam podcastów. Wiecie, ciągle uczyłam się więcej o odkładaniu na później, jego przyczynach i przede wszystkim: o tym, co z tym zrobić. Świetna sprawa! Bardzo wciągające są niektóre te filmiki i czułam, że dzięki nim “idę do jakiegoś celu” i w końcu “pokonam” swoje lenistwo.

Z tym tylko, że z upływem czasu wcale nie czułam się lepiej. W mojej głowie odkładanie na później zaczęło rosnąć do rangi jakiegoś wszechogarniającego, strasznego problemu który mnie definiuje. Mój czas stał się ogromnie cenny, każda minuta nie spędzona na “robieniu czegoś” była powodem do wstydu i poczucia winy. Momentami byłam tak postresowana samą tą presją tylko, że właśnie przez to było mi trudno się za cokolwiek wziąć! Bo przecież i tak pewnie nie doprowadzę tego do końca przez własne lenistwo i odkładanie na ostatnią chwilę.

Teraz, z perspektywy czasu postrzegam to podejście jako straszne, błędne koło. Stałam nad sobą samą z batem. A można inaczej.

Czy to jest na pewno prawda o mnie?

Podczas terapii i generalnie w procesie samorozwoju dużo razy musiałam się zmierzyć z faktem, że nie wszystko co o sobie (i innych) myślę jest prawdą. Dlatego musiałam zadać sobie pytanie: czy serio jestem leniwa i nie daję sobie rady?
Mam wysprzątane mieszkanie, podlane rośliny, fajny ogród. Codziennie gotuję pyszne jedzenie. Mam za sobą spore osiągnięcia, pracuję od poniedziałku do piątku, płacę podatki na czas. Właściwie to jak pisałam książkę, to skończyłam kilka tygodni przed czasem. Mogłabym jeszcze długo tak wymieniać, czyli radzę sobie! Dobrze mi, mam poukładane życie, wszystko ze mną w porządku.

A nawet jeśli bywam “leniwa”, to wcale nie musi to znaczyć nic złego. Dlatego fakt, że nie tykam się pracy po piątej nie oznacza, że jestem życiową porażką. Albo to, że czasem biorę sobie jeden dzień wolnego. Albo to, że lubię spać. Potrafię się też ociągać z jednymi czynnościami (na przykład robienie podatków), a tego samego dnia być bardzo zaangażowana w inne. A czasem jest to zwyczajnie kwestia priorytetów i ważniejsze jest dla mnie spędzenie czasu z mężem, niż odpowiedzenie na maila. Ciężko więc mnie jednoznacznie podsumować.

Oczywiście czasem jest dość trudno samemu ocenić, co tak naprawdę jest prawdą, a co nie. Może więc dobrym sposobem jest zapytanie kogoś, kto nas dobrze zna, ale umie pozostać obiektywny. Muszę też wspomnieć, że jeśli naprawdę sobie nie radzimy z codziennymi czynnościami i nawet nie możemy pracować, to może być to oznaka poważnej depresji, a nie lenistwa 2

Akceptacja i wybaczenie

Jest taka bardzo ładna metafora: wszyscy jesteśmy jak kwiaty. Rozkwitamy w innym momencie, rośniemy w rożnych miejscach, potrzebujemy różnych rzeczy, mamy inny kolor i kształt płatków.
Jedni wolą lilie, a inni róże: czy jednak odbiera to jakiemukolwiek kwiatu wartość i piękno? I czy jeśli jedno kwitnie w marcu, a drugie w czerwcu, to drugie jest bardziej leniwe? Gorsze?

Chyba widzicie, dokąd zmierza ta metafora. W różnych momentach życia mamy inne potrzeby i zaprzeczanie własnej naturze (a nawet wrogie nastawienie do niej) do niczego dobrego nie prowadzi. Moją drogą jest więc akceptacja tego, jaka jestem i jaka nie jestem. Tego co robię i czego nie, co mi się udaje a co nie, co mi wychodzi i co nie. To w porządku i absolutnie naturalne, że taka jestem, że popełniam błędy, że momentami mi się nie chce, że nie robię wszystkiego idealnie i że czasem pracuję więcej, a czasem mniej.

A potem wybaczam sobie samej: pomyłki, niedociągnięcia, to że “znowu mi się nie udało”, że “znowu zawaliłam” i generalnie wszystko, co da się sobie wybaczyć. Napisałam na początku tego roku post o tym, że w tym roku sobie wybaczam – i tego się trzymam. O wiele łatwiej mi teraz pracować bo nie tracę energii na poczucie winy i strach! Jestem człowiekiem, nie robotem. Zdarza mi się być nieidealną.

I wiecie, próbuję zacząć od nowa. Myślę, że najważniejsze to się zwyczajnie nie poddawać. Nie wyszło? W porządku, próbuję jeszcze raz. I potem jeszcze raz, i jeszcze raz.

Jeśli też od razu na początku nie będziecie umieć siebie zaakceptować i sobie wybaczyć, to warto również to zaakceptować i wybaczyć sobie. Ta umiejętność przychodzi z czasem. Wystarczy regularnie próbować. Mam wrażenie, że wszyscy jesteśmy dla siebie zbyt surowi i przydałoby nam się trochę przyjacielskiego wsparcia od siebie samych.

Poszukiwanie własnego celu

Wiem, że dzięki Pani Swojego Czasu dążenie do celów, bloki czasowe, planowanie, spełnianie marzeń i to wszystko stało się bardzo popularne w Polsce i dużo się o tym mówi. Ja jednak o trochę innych celach (choć nie wykluczam, że Ola również o nich wspomina).

Kiedyś gdy słyszałam o celach, kojarzyły mi się raczej z czymś materialnym. Z celami finansowymi, albo takimi prowadzącymi do zwiększenia ilości pieniędzy. Z biznesem, odhaczaniem zadań, a przynajmniej z czymś, co ma bezpośrednio służyć mnie samej: samochód, podróż, ciuchy.
Aktualnie jednak widzę, że cele mogą być różnorodne i odkrywam, że te prowadzące do hm… celów wyższych są kompletnie innego rodzaju motywatorem, niż pieniądze, status, stanowisko. Nie piszę: lepszym, ale zupełnie inaczej się je realizuje, inaczej się nimi motywuje, i jest inne uczucie, gdy się je osiągnie. I strach przed porażką i wewnętrzny krytyk przestają mieć wtedy na nas tak duży wpływ.

Takie cele mają duże spektrum: mogą być zniwelowaniem bezdomności, nakarmieniem głodnych dzieci, ograniczeniem ilości plastiku. Mogą też być pięknym ogrodem, szczęśliwą rodziną, spokojnym życiem. Ja piszę bloga bo chcę inspirować ludzi do poszukiwania szczęścia niezależnie od tego, gdzie są.

W każdym razie, inaczej się pracuje (i inaczej spędza czas wolny!) gdy gdzieś z tyłu głowy mamy tak fajny motywator. Praca przestaje być obowiązkiem i staje się czymś fajnym, przyjemnym, pożytecznym i przynoszącym dużo satysfakcji.

I tutaj również chcę wspomnieć, że na zrozumienie i odkrycie tych większych celów potrzebujemy czasu i przestrzeni, i jest to proces czyli cele się zmieniają. Sama potrzebowałam na to lat, bo miałam powyższe przekonania o sobie, o pracy i o celach. Ważne, by często sobie zadawać pytania: co jest dla mnie ważne, co mnie cieszy, co sprawia, że dobrze się czuję i co jest moim osobistym, prywatnym celem (nie celem kogoś innego czy celem wyznaczonym kulturowo itd). Co sprawia, że z radością będę wyskakiwać z łóżka, nawet jeśli tego nie osiągnęłam? Co będzie poprawiać mi humor? Co powoduje uśmiech na mojej twarzy?

Gdy znajdzie się tego typu cel to lenistwo, odkładanie na później, prokrastynacja po prostu przestają mieć jakąkolwiek siłę. I jeśli nie jesteście jeszcze w tym momencie, to wszystko w porządku. Można to zaakceptować, wybaczyć sobie i spróbować jeszcze raz. I potem kolejny.


Czy taki post Wam się przydał? Mam nadzieję, że czujecie trochę ulgi i luzu związanego z własnym lenistwem. Wszystkiego dobrego!


  1. “Prokrastynacja” pochodzi od “procrastinate” po angielsku, ale widziałam je tyle razy pisane po polsku, że zdecydowałam się go użyć w tej formie
  2. I jeszcze druga rzecz do sprostowania: depresja nie jest powodowana przez lenistwo i brak „chęci zabrania się do pracy”. Tutaj świetny artykuł o objawach depresji połączony z osobistymi doświadczeniami i opisami autorki.
KategorieBez kategorii
Aleksandra Bogusławska

Dwa lata spędziłam w podróży, żyjąc na walizkach i co kilka tygodni zmieniając adres zamieszkania. Dziś mieszkam na stałe w domku na szkockiej wsi. Dużo spaceruję, gotuję wegańsko, spędzam czas w ogrodzie, doceniam małe przyjemności i spokojne życie.
Jestem autorką wszystkich tekstów i zdjęć na stronie.

  1. Kamila says:

    Bardzo fajnie pokazalas sedno planowania. Mysle, ze w obecnych czasach ludzie wpadli w pulapke drobiazgowego planowania, gubiac przy tym element niepewnosci i margines na spontanicznosc.

    Duzo macza w tym palce blogosfera i trendy promowane przez blogerki, ktore zarabiaja w ten sposob na zycie majac nie maly wplyw na swoich odbiorcow. Czasami zastanawiam sie nad etyka takich osob. Dlatego firmy, ktore szanuja swoich klientow maja takie dzialy jak compliance.

  2. Patrycja says:

    Bardzo podoba mi się „nowa” odsłona Twojego bloga i kierunek, w jakim on zmierza. W każdym pojawiającym się poście widać totalną harmonię i zgodę między tym, co piszesz a Tobą samą :)

    1. Aleksandra Bogusławska says:

      Dziękuję Patrycja! :) Staram się teraz podążać za sobą i ogromnie się cieszę, że to widzisz i Ci się podoba :) Wszystkiego dobrego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.