C

Cyfrowy detoks – czy warto? Co mi to dało po dwóch latach

Dwa tygodnie temu byłam w Polsat News i mówiłam o cyfrowym detoksie (przy akompaniamencie mojego kota, który akurat wtedy głośno wpraszał się do domu). Zawsze mam w sobie niedosyt po “występach” w mediach – myślę o tym, czego nie powiedziałam i co pominęłam. Więc pomyślałam: od tego mam przecież bloga!

Ten wpis dostępny jest również jako podkast! Posłuchaj tego odcinka poniżej!

Posłuchaj na Spotify | Posłuchaj na iTunes | Posłuchaj na Google Podcasts


Czym jest cyfrowy detoks? To rezygnowanie z telefonu, komputera czy telewizora na kilka godzin lub na cały dzień. Można zrezygnować ze wszystkich urządzeń, lub z tego z którego najczęściej korzystamy i od którego chcemy zrobić sobie przerwę. Z własnego doświadczenia wiem, że najlepiej działa przerwa całodniowa, bo w ten sposób najłatwiej jest zobaczyć w pełni relację z urządzeniami i sprawdzić, czy na pewno jest zbalansowana. Więcej pisałam o tym tutaj.

Mam jednak wrażenie, że przez posty o ograniczaniu ilości social mediów czy cyfrowych detoksach namalowałam siebie jako pustelnika w worze pokutnym, który biczuje się za każde użycie telefonu i nie ma żadnego kontaktu ani ze światem, ani z innymi ludźmi. A wcale tak nie jest!

Chcę być, chcę się udzielać, być na bieżąco, angażować w akcje społeczne, protestować, ale też dzielić się z ludźmi co u mnie i opowiadać o miejscach, jakie odwiedzam. Z drugiej strony, łatwo popadam w niezdrowe nawyki i daję się wciągnąć w błędne koła. Wtedy przebywam w Internecie za dużo, oglądam za dużo, za bardzo wypełniam sobie głowę, a przede wszystkim: zwyczajnie się uzależniam i czuję brak kontroli nad własnym życiem. Między tymi dwoma stronami szukam więc balansu.

Dlatego dwa lata temu, kiedy byłam w najgorszej fazie “braku kontroli nad swoim życiem” zaczęłam co sobotę robić sobie cyfrowy detoks. Nie korzystałam z żadnych urządzeń z ekranem, czyli (w moim przypadku) z telewizora, komputera, telefonu, tabletu. Z początku miałam bardzo restrykcyjne podejście: kompletnie wyłączałam telefon w piątek, listy zakupów robiłam na kartce, nie sprawdzałam nic! Z czasem to trochę poluźniłam i zaczęłam być dostępna na telefony od rodziny.

Jakąś formę cyfrowego detoksu udało mi się też utrzymać w podróży: w Nowym Jorku, na Arran, w Kopenhadze korzystałam wprawdzie z map, ale niewiele ponad to. I było super!
Po 1,5 roku cotygodniowych detoksów i obserwacji swoich nawyków zauważyłam, że nie korzystam z urządzeń w tak toksyczny dla mnie sposób. Zaczęłam zauważać niezdrowe odruchy, wiedzieć kiedy przestać, wiem też w których momentach życia jestem najbardziej podatna na siedzenie w Internecie. Ogólnie mniej czasu spędzam na telefonie, a już na pewno mniej w miejscach, gdzie jest mi źle. Dlatego nie robię teraz detoksu co tydzień, a doraźnie, gdy zauważam że coś jest nie tak.

Nie chcę, żeby moja relacja z urządzeniami brzmiała dramatycznie. Depresja, ataki paniki, katastrofalne wizje… Ktoś może powiedzieć “nie mam żadnych symptomów, ja po prostu czytam wiadomości od znajomych na zegarku i co z tego”. I w porządku, każdy ma prawo układać swoje życie po swojemu. Zachęcam tylko do zastanowienia się nad konsekwencjami stałej obecności technologii (social mediów, serwisów informacyjnych, telewizji…) w naszym życiu: wpływu na nasze procesy myślowe, jakość życia, relacje z innymi, samoocenę, koncentrację, sen, poziom stresu… Nawet na nasze poglądy polityczne. Istnieją badania udowadniające wpływ technologii na te i na wiele innych dziedzin życia.

Na pewno nie jestem doskonała i czasem udaje mi się to ogarniać lepiej, a czasem gorzej. Ważny jest jednak dla mnie ogromny wzrost jakości mojego życia i samopoczucia – myślę teraz, że nadmiar social mediów był dość ważnym czynnikiem w mojej depresji. Kiedy więc “gorzej” się czuję, to wiem jaki jest pierwszy krok: cyfrowy detoks.

Co mi tak naprawdę dał cotygodniowy cyfrowy detoks

Także z takim przydługim wstępem przechodzę do tego, co mi dało odłączanie się od telefonu co tydzień, bo to miało być sedno dzisiejszego wpisu.

Mniej “pierdół” w głowie

Kurczę, czy zdarza Wam się być w jakimś fajnym miejscu albo robić coś ciekawego, a zamiast tego obczajać co ktoś powiedział na Stories lub co dzieje się na świecie? Mnie zdarzało się cały czas. Teraz podczas spacerów nie towarzyszy mi telefon. Mogę się w pełni cieszyć z wyjątkowych chwil i dłużej je pamiętać.

Lepsza koncentracja i szybsze koncentrowanie się

Nie oglądam internetu, nie sprawdzam Facebooka czy Instagrama podczas przerw w pracy, dzięki czemu dużo szybciej się koncentruję. Moja głowa nie jest zapchana. Bez stałych rozpraszaczy wchodzę też głębiej w skupienie i mogę szybciej zrobić to, co zaplanowałam.
Z początku nie wiedziałam jak robić przerwy bez telefonu, więc podaję krótką listę co można zrobić: przejście się po domu, zrobienie herbaty, umycie czegoś, posprzątanie, pogłaskanie kota, oglądanie tego co za oknem, hobby, mały spacer, rozmawianie przez telefon ze znajomymi. A nawet leżenie na trawie i nie robienie niczego.

Większy spokój

Komu nie zdarzyło się choć raz zdenerwować na to, co zobaczył w Internecie? Poczuć się okropnie porównując się do jakiejś osoby, zasmucić doniesieniem ze świata, zdenerwować na polityków, oburzyć komentarzem na Youtube. Znam osoby, które przez stałe czytanie wiadomości wpadają w brak wiary w ludzkość, ogromną nieufność i strach przed przyszłością. Ba, sama bywam taką osobą!

Dzięki cyfrowym detoksom zaczęłam rozsądniej korzystać z Internetu i rzadko dopuszczać do sytuacji, kiedy się denerwuję czymś co dzieje się na drugim końcu świata. Jak najbardziej dobrze jest jednak mieć kontakt z wiadomościami – staram się jednak przyjmować go w małych, łatwych do strawienia pigułkach. Kilka minut sprawdzania doniesień ze świata zupełnie wystarcza! A potem mogę wrócić do rzeczywistości. Gdzie okazuje się, że ludzie są jednak fajni.

Lepsze kontakty z ludźmi

Jak pisałam jeszcze w pierwszym poście: poprawiła mi się zdolność rozmawiania i słuchania mojego męża oraz moich bliskich. Sama nieobecność telefonu podczas rozmów bardzo pozytywnie wpływa na relacje, sprawia że jestem zaangażowana w rozmowę – a to przecież tak ogromnie ważne! To są moi najbliżsi ludzie!
Teraz nie mam przy sobie telefonu podczas obiadu, nie ma wstępu do sypialni, nie biorę go ze sobą na spacery.

Niektórzy moi znajomi podczas naszych spotkań przerywają rozmowę, by co chwilę sprawdzać powiadomienia, maile, wiadomości. Mówią “a sorki tylko jedną rzecz sprawdzę”, a następnie czekam pięć minut, aż skończą. Staje się to nową społeczną normą, lecz dla mnie to znak lekceważenia relacji. Nie chcę nikomu tego fundować.

Więcej czasu

Kiedy nie spędzam czasu i energii na przeglądanie tego, co mnie nie interesuje, zaczynam mieć czas na inne rzeczy! Na hobby, przyjemności, czytanie książek, projekty na które “nigdy nie starczało czasu”, w końcu na tak abstrakcyjne sprawy jak myślenie czy planowanie.

Mniej porównywania się do innych

Idealne ciała, wybitne sukcesy zawodowe i osobiste, pieniądze, wpływowe imprezy, wiecznie uśmiechnięte buzie, życie marzeń, stałe podróże, przepiękne twarze, doskonałe ubrania… A potem patrzę na siebie i myślę tylko: “coś jest ze mną nie tak”. Co robię źle? Dlaczego ja tak nie mam?

Ogromna ilość tego, co w Internecie to poważny Bullshit: robienie tego, co imponuje innym i udawanie czegoś, by się podobać. Dużo “osób sukcesu” udaje lub mocno naciąga – nie po to, by robić komuś krzywdę lub kłamać, ale żeby być uwielbianym. Problem jest wtedy, gdy do tych osób się porównujemy, zastanawiamy jak być taką osobą, patrzymy na nich i ciągle widzimy w sobie (a nawet wśród swoich bliskich!) “braki”. Czy jest mi to potrzebne? Absolutnie nie!

Dzięki zbalansowanej relacji z technologią mogę powiedzieć “nie chcę patrzyć na ten bullshit!” i przestać go oglądać, a tym samym przestać się porównywać i zwiększać swoją samoocenę.

Stawianie granic

To niesamowite, jak bardzo przyzwyczailiśmy się do bycia “stale dostępnym”. Wiadomo, że czasem w pracy wymagają natychmiastowego odpowiadania na wiadomości, no i zależy nam na kontaktach z rodziną. Czy jednak praca nie powinna się kiedyś kończyć? I czy bliscy nie zrozumieją, gdy odpiszemy im kilka godzin później?

Sama miewam sytuacje, gdy ktoś nieznajomy pisze do mnie o północy, a o siódmej rano dostaję wiadomość ponaglającą. Super, że ktoś chce do mnie napisać wiadomość i się skontaktować, ale dlaczego mam być dostępna wtedy, kiedy ktoś inny tego chce? To jest jakiś absurd, że zarówno wymagamy, jak i inni wymagają od nas takiej dostępności!
Dla mnie odkładanie telefonu jest stawianiem wyraźnych granic. Już nie “muszę”: odebrać, odpisać, sprawdzić, zobaczyć, oglądnąć. Ja mogę to zrobić, jeśli i kiedy chcę to zrobić.

Poukładane priorytety

Czy ważniejsze jest oglądanie filmiku na Youtube, czy oglądanie natury? Słuchanie, nawet najciekawszej, instagramerki na Stories, czy słuchanie własnego męża? Zajmowanie się wiadomościami z innej części świata, czy zajmowanie się sobą?
Myślę, że większość z nas umie sobie rozsądnie odpowiedzieć na te pytania. Jednak czy to, co robimy na codzień rzeczywiście pokrywa się z naszymi wartościami?

Nie-korzystanie z technologii w soboty pokazało mi, że często wcale nie spędzam czasu na tym, co dla mnie ważne. Kazało mi się zastanowić, czy są inne strefy życia, gdzie mówię jedno, a robię drugie.

Ćwiczenie uważności

Brak stałego rozpraszacza gdzieś blisko sprawia, że mam w sobie nowe pokłady uważności i szybciej zauważam swoje emocje. Co pozwala mi odzyskiwać kontrolę nad swoim życiem.
Skoro tyle stron jest projektowanych po to, by uzależniać, to znaczy że w pewnym sensie oddaję tym stronom, innym ludziom i firmom, panowanie nad swoim życiem. Oddaję im swój czas, energię i uwagę. Momentami zastanawiam się, czy potencjał ludzki nie byłby lepiej wykorzystany gdybyśmy zamknęli Internet, ale to już chyba bez przesady. Wystarczy mi to, że panuję nad własnymi bezmyślnymi odruchami i nie robię czegoś wbrew własnej woli, priorytetom i przekonaniom.


Ja sama nie znoszę barier i gdy ktoś mi mówi “nie wolno” to absolutnie muszę to zrobić. Gdy od rodziców słyszałam słowa “nie siedź tyle na komputerze”, to oczywiście miałam ogromną ochotę na jak najwięcej komputera! Tu jednak sytuacja jest nieco nieintuicyjna. Właśnie przez ograniczanie swojej “wolności” w sięganiu po telefon byłam w stanie znaleźć wolność tę prawdziwą. Dającą mi wyznaczanie własnych granic, zbalansowaną konsumpcję treści, słuchanie siebie, nie robienie tego z czym się nie zgadzam, więcej czasu…

Poza tym, przerażają mnie statystyki dotyczące uzależnień od internetu i social mediów. Przeraża mnie, że były pracownik Google mówi, że aplikacje z których korzystamy na codzień (i które może na początku miały dobre założenia) są projektowane jak maszyny do hazardu, i to nie przez przypadek. Ale przede wszystkim przeraża mnie połączenie między social mediami i depresją oraz samobójstwami młodych, nastoletnich wręcz osób! To nie jest błahy, głupi temat, zwłaszcza gdy to połączenie zauważa wśród swoich znajomych mój 19-letni brat.

Na pewno jest jednak w tym wszystkim jakaś lekcja dla mnie, by pisać więcej o pozytywach, a nie o tym całym “ograniczaniu się”. Wszystko jest dla ludzi, gdy umie się znaleźć w sobie drogę środka. I siłę, by czasem powiedzieć sobie “nie”.


Zdjęcia zostały zrobione w ogrodzie YSL w Marakeszu – dodałam je bez jakiegoś konkretnego powodu, było tam naprawdę ładnie! W ogrodzie jest o wiele więcej ludzi, niż widać na zdjęciach, co negatywnie wpływa na zwiedzanie.

Źródła informacji w tekście:

KategorieBez kategorii
Aleksandra Bogusławska

Dwa lata spędziłam w podróży, żyjąc na walizkach i co kilka tygodni zmieniając adres zamieszkania. Dziś mieszkam na stałe w domku na szkockiej wsi. Dużo spaceruję, gotuję wegańsko, spędzam czas w ogrodzie, doceniam małe przyjemności i spokojne życie.
Jestem autorką wszystkich tekstów i zdjęć na stronie.

  1. Irmina says:

    O raju, wiem o czym mówisz. Też robię sobie co jakiś czas cyfrowy detoks, bo inaczej czuję się strasznie zagubiona i też zła na siebie. A po takim detoksie odzyskuję równowagę i wiem, że to ja tu rządzę, nie technologia…
    Również z przykrością patrzę jak niektórzy w czasie spotkań nagle przerywają rozmowę by coś sprawdzić na telefonie. Smuci mnie to i sprawia, że cała radość ze spotkania wyparowuje.

  2. Czy w dzisiejszych czasach jest możliwość jeszcze żeby nie mieć stałego rozpraszacza gdzieś blisko siebie ? Raczej nie … tak się niestety w dzisiejszych czasach komunikujemy. A jak jesteśmy offline to zaczynają się telefony czy czasami wszystko u nas jest ok :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.