A

Autostopem do Turcji – Budapeszt & Belgrad

Mamy wielki plan: dojechać do Turcji. Nasz pierwszy przystanek po drodze to Budapeszt, kolejny – Belgrad.

Przed wyjazdem przeprowadziliśmy z Michałem wiele długich i burzliwych dyskusji czy powinniśmy się tam pchać, ostatecznie zdecydowaliśmy się dzięki namowie jego mamy, która jest turkologiem.

Drogę postanowiliśmy przebyć pociągami lub autobusami. Wtedy tłumaczyłam to brakiem czasu (jak zwykle mniej niż 3 tygodnie na wakacje), teraz wiem jednak jaki jest prawdziwy powód: po prostu wcale nie jestem takim chojrakiem jeśli chodzi o autostop. Dla mnie zazwyczaj oznacza to dość duże nerwy związane z czasem podróży, szukaniem dobrego miejsca, staniem w deszcz i słońce wiele godzin na poboczu itd. Poza tym, nie oszukujmy się, nie jest to najbezpieczniejszy sposób przemieszczania się – zawsze można trafić na dziwaka, poza tym jak zwykle nie wzięliśmy żadnej mapy – to oznacza, że byliśmy skazani tylko na zmysł kierowcy.

Dojazd do Budapesztu

Wyjechaliśmy 19 lipca 2009 wieczorem z Krakowa do Budapesztu autobusem węgierskich linii autobusowych Orange Ways. Oprócz ceny (20 euro) trochę nas rozczarowała: autobus spóźnił się dwie godziny, a na RDA nikt nie potrafił udzielić nam żadnych informacji. Prawdę mówiąc, obsługa nie miała pojęcia, że taka linia w ogóle do nich kursuje! W autokarze nie było Wi-Fi (chociaż na swojej stronie reklamują, że we wszystkich jest), no i miejsce do którego przyjechaliśmy też było dość dziwne: daleko od centrum, nie na żadnym parkingu, tylko po prostu na jakiejś ulicy. Polka z autobusu próbowała nam pomóc jeśli chodzi o tramwaj, ale na niewiele to się zdało, więc najlepiej mieć przy sobie mapkę.

Budapeszt to miasto, w którym zawsze się gubię. Tym razem również zamiast jechać do centrum, wyjechaliśmy w jakieś kompletnie odległe miejsce. Dobrze, że komunikacja miejska działa tam o wiele dłużej niż w Krakowie i dzięki temu dotarliśmy do domu naszego hosta (gospodarza „couchsurfingowego„) – Daniela.

Następnego dnia (21.07.2009) jak zwykle skupiliśmy się bardziej na spacerowaniu niż tak zwanym „zwiedzaniu”. Byliśmy więc na wzgórzu Gellerta.

Jak później się okazało, jest ono tuż obok najsłynniejszej łaźni termalnej w Budapeszcie – Gellert. Dość długo odkładaliśmy wizytę w łaźniach, nie wiedząc, że zamykają się koło 18. Tym razem nam się nie udało, ale przysięgłam sobie wpaść tam następnym razem gdy będę w Budapeszcie – jestem w stanie wydać te 15 euro za kąpiel w takim otoczeniu!

Po ekspresowym zwiedzeniu głównych atrakcji (zamek, starówka, parlament itd) odnaleźliśmy piękny eklektyczny dworzec Keleti pályaudvar – moim zdaniem warto się do niego przejść dla samego zwiedzenia.

Pociągi Budapeszt – Belgrad

Kontynuujemy podróż pociągiem, nie stopem (słusznie i niesłusznie jak się okazuje, ale o tym później). Wieczorem jesteśmy na dworcu Keleti Palyaudvar (na placu Baross) i odnajdujemy parę Polaków którzy też jadą do Belgradu.

Przeraża nas, że te 320 km (dobrze, że nie 442) pokonuje się jakoś w 9 godzin. Na szczęście mamy cały przedział dla czterech osób, a wszystkie siedzenia rozkłada się tak, że powstaje wielkie łóżko. Na granicy Unii Europejskiej Serbowie długo świecą na nas latarkami i oglądają paszporty. Podobnoto połączenie nie jest bezpieczne i „słynie” z częstch kradzieży, ale jest lepsze niż Belgrad-Sofia.

Belgrad

Przy wjeździe do Belgradu ciągnie się cygańskie getto: ogromne powierzchnie zabudowane domkami z blachy i desek. Był tam kręcony film „13 dzielnica – Ultimatum”, okolica jest niezachęcająca. Wysiadamy na dość odrapanym dworcu Głównym, z plecakami idziemy nad Dunaj i spędzamy tam parę godzin… śpiąc (dobrze że nikogo tam nie znam). Stało się to naszym stałym punktem programu po nieprzespanych nocach w podróży – po prostu rozkładaliśmy karimatę na jakimś kawałku trawy, choćby i w centrum miasta.

Koło południa z dworca zabiera nas Nevena z CS. Pamięta ona bombardowanie Belgradu przez NATO, pytam ją dlaczego wiele z tych budynków do tej pory nie rozebrano? Stoją pośrodku miasta, z wielkimi dziurami od pocisków – Nevena nie wie. Wydaje mi się, że chcą je zachować jako pewien rodzaj pomników.

Po prysznicu czuję się jak nowonarodzona i z przyjemnością idę na miasto, mimo tego że jest strasznie gorąco. Jeszcze na dworcu udaje nam się dostać mapki miasta, można je też wziąć z informacji – bardzo przydatne.

Na początek – coś dla ciała, czyli kawiarnia „?” polecana przez Nevenę, która okazał się być jedną z atrakcji miasta (wg Wikipedii). Jak na słynną restaurację ceny są całkiem przyzwoite, chociaż porcje niewielkie. Najlepiej zapytać kelnera o coś typowo serbskiego.

Następny punkt programu – twierdza Kalemegdan. Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z III wieku pne. Z jakiegoś powodu nie przyszło mi wtedy robić jej zdjęć, a szkoda. Chociaż właściwie niewiele można tam oglądać, większość jest w ruinie. Za to są wystawione różne działa wojenne, samochody i inne czołgi, można na nie wejść i się świetnie bawić.

Tego dnia w Belgradzie panował nieznośny upał i było bardzo ciężko funkcjonować. Kąpać się w rzekach nie wolno, są za to źródełka i studnie przy których można się chociaż ochłodzić.

Mimo tego, że komary mnie zazwyczaj omijają, wtedy po prostu nie było przez nie życia – zapewne dlatego że miasto leży na równinie i przy dwóch wielkich rzekach: Dunaju i Sawie. Podobno regularnie zrzucane są trucizny na komary, ale ja przy następnym wyjeździe na pewno nie zapomnę o Offie.

Belgrad słynie ze świetnych miejsc na imprezy, jednak wybraliśmy spokojny wieczór z Neveną przy winie by następnego dnia ruszyć na stopa!

Następna część – Sofia

KategorieTurcja
Aleksandra Bogusławska

Dwa lata spędziłam w podróży, żyjąc na walizkach i co kilka tygodni zmieniając adres zamieszkania. Dziś mieszkam na stałe w domku na szkockiej wsi. Dużo spaceruję, gotuję wegańsko, spędzam czas w ogrodzie, doceniam małe przyjemności i spokojne życie.
Jestem autorką wszystkich tekstów i zdjęć na stronie.

    1. Aleksandra says:

      Nie ma tutaj tej informacji, bo notka jest z 2008 roku (a pisałam ją w 2010), więc i tak byłyby to już „przeterminowane” dane ;)
      Z tego co pamiętam to pociąg Budapeszt-Belgrad kosztował wtedy około 130zł/osobę, autobus Orange Ways do Budapesztu to 20 euro. Poruszanie się po miastach to wydatki rzędu 1zł za bilet (przy czym spokojnie dało się jeździć na gapę). Prawdopodobnie jednak wszystko się zmieniło, więc przepraszam, że nie mogę bardziej pomóc :(

    1. Aleksandra says:

      Nie ma tutaj tej informacji, bo notka jest z 2008 roku (a pisałam ją w 2010), więc i tak byłyby to już „przeterminowane” dane ;)
      Z tego co pamiętam to pociąg Budapeszt-Belgrad kosztował wtedy około 130zł/osobę, autobus Orange Ways do Budapesztu to 20 euro. Poruszanie się po miastach to wydatki rzędu 1zł za bilet (przy czym spokojnie dało się jeździć na gapę). Prawdopodobnie jednak wszystko się zmieniło, więc przepraszam, że nie mogę bardziej pomóc :(

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.