Dla niektórych wakacje są momentem w którym odpuszczają sobie z dietą, jedzą wszystko na co mają ochotę i po powrocie muszą natychmiast przejść na „detoks” od tłustych i wysokokalorycznych dań. Czy to jednak konieczne? Mi całkiem dobrze udaje się utrzymywać zdrową dietę, a jednocześnie jeść pyszne posiłki. Dbanie o jakość tego, co jemy w czasie podróży nie musi być stresujące i wystarczą świadome wybory by czuć się świetnie w trakcie wyjazdu i po nim.
Zdrowe jedzenie… Co to właściwie znaczy?
Zdrowe jedzenie… dla każdego można znaczyć coś innego, bo jeśli zazwyczaj na kolację jecie schabowy z ziemniakami, to nawet surówka może czynić posiłek „zdrowym”. Tak naprawdę jednak zdrowa dieta to zbilansowana dieta, czyli dostarczająca odpowiednią ilość składników odżywczych. Temat jest spory i brzmi na bardzo skomplikowany dlatego polecam zapoznanie się z nim bliżej, ale obiecuję, że w praktyce zdrowe odżywianie nie jest trudne, można się do niego dość szybko przyzwyczaić i zdrowe posiłki potrafią być zaskakująco pyszne.
W skrócie jednak założenie jest takie, że jemy jak najwięcej warzyw i owoców (świeżych i gotowanych), białeczka, węglowodanów złożonych. Ograniczamy za to ilość mięsa czerwonego, wybieramy posiłki z małą ilością tłuszczu i łatwostrawne. Brzmi fajnie, ale wiem z doświadczenia jak trudno jest znaleźć takie potrawy na wakacjach, w restauracjach które być może i podają pyszne jedzenie, natomiast wszystko zalewają ogromną ilością tłuszczu. Nie pomaga też fakt, że większość „tradycyjnych” potraw zawierają ogromne ilości mięska, mąki, tłuszczu czy cukru (haggis, Wiener Schnitzel, langosz, pizza, bitterballen, kaczka po pekińsku, okonomiyaki…) – zdecydowanie nie są to składniki zdrowej diety.
Da się jednak podczas wakacji spróbować wszystkiego, ale też zbalansować to zdrowymi posiłkami i nie cierpieć na niestrawność miesiąc po urlopie. Oto jak udaje mi się tego dokonać:
Planowanie trasy po restauracjach
Podczas każdego wyjazdu spędzam sporo czasu szukając restauracji ze zdrowym jedzeniem. Zaznaczam je sobie na mapie i gdy jestem głodna, zaczynam się kierować w ich stronę. Ewentualnie nawet planuję zwiedzanie w taki sposób, by w porze obiadowej być w okolicy wybranej knajpy. Polecam takie rozwiązanie nawet osobom którym nie zależy na zdrowym jedzeniu w podróży: zazwyczaj gdy jestem głodna to już nie mam siły szukać, idę byle gdzie i w 8 przypadkach na 10 jestem rozczarowana.
Znalezienie restauracji ze zdrowym jedzeniem może się wydawać trudnym zadaniem, zwłaszcza na początku, ale w Internecie jest wszystko. Pierwszymi miejscami do których zaglądam są Foursquare (który często tworzy nawet listy top zdrowych miejsc w danym mieście) czy TripAdvisor. Problemem ich list jest fakt, że są tworzone automatycznie i zazwyczaj na podstawie wzmianki „healthy food” jednego z klientów a jak pisałam, nie dla każdego zbilansowany posiłek oznacza to samo. Dużo bardziej ufam stronie TimeOut, istnieją też lokalne blogi czy oficjalne strony turystyczne na których można znaleźć polecenia.
Świetnym tropem są również restauracje wegetariańskie czy wegańskie, zauważyłam że tam zazwyczaj można dostać dobrej jakości jedzenie. Najlepszym źródłem takich knajp jest strona HappyCow. Na szczęście pojawia się coraz więcej zdrowych czy wegetariańskich restauracji i znalezienie ich w dużych miastach przestaje być problemem.
Lokalne pyszności tylko w sprawdzonych miejscach
Na pewno na wakacjach chcecie też spróbować pyszności charakterystycznych do danego miejsca, i jak najbardziej do tego zachęcam. Wiele turystycznych knajp jest jednak bardzo złej jakości, podają potrawy mocno smażone i wykonane ze słabych produktów, dlatego warto też zaplanować wyjścia do dobrych restauracji z miejscowym jedzeniem. Moim zdaniem lepiej wyjść rzadziej, za to do świetnej knajpy, gdzie zresztą nawet tradycyjne potrawy będą przygotowywane z dużo lepszych składników i z większą troską.
Ja najlepszych restauracji szukam ich po prostu na TripAdvisor czy Foursquare, ale przeglądam też blogi czy Pinterest.
Nawet jeśli macie problem ze znalezieniem dobrej restauracji, to i tak zawsze warto świadomie wybierać posiłki i zamawiać np. sałatki czy zupy, albo grillowane mięso zamiast smażonego. Często też proszę o mniejszą ilość tłuszczu, zwłaszcza w Portugalii gdzie wiem, że polewa się dania dużą ilością oleju. Różnica niby niewielka, ale i tak odczuwalna.
Fajne przekąski
Jeśli nie chcecie kupować byle czego na mieście, sposobem na to są zdrowe przekąski. Najchętniej pakuję różne owoce, batoniki „musli”, ale też sałatki (warto zapakować plastikowy pojemniczek), orzechy czy zdrowe kanapki. Alternatywą do zwykłej kanapki z serem i szynką może być pasta z awokado i kiełki, humus z warzywami albo (pyszka) masło orzechowe. Nawet pakowane przez każdą babcię pomidory, ogóreczki i jajka na twardo są dobrym sposobem na „domową” przekąskę i alternatywą do czipsów, drożdżówek czy hotdogów ze stacji benzynowej.
Staram się też zachować dużą różnorodność przekąsek, żeby się ciągle nie opychać tym samym.
Jedzenie na lotnisku
Do samolotu i na lotnisko jak najbardziej można zabrać własną przekąskę! W podręcznym nie można wnosić tylko płynów powyżej 100 ml (można butelkę wody kupionej na lotnisku), natomiast wszelkie sałatki, kanapki i owoce są jak najbardziej dozwolone (tylko uważajcie poza UE, niektóre kraje mają swoje regulacje dotyczące przewozu żywności). Mogą być tylko problemy z konserwami, dżemami czy potrawami ze słoika.
Dlatego zamiast jeść na lotnisku, może lepiej zabrać coś z domu? Jeśli już muszę, na lotnisku kupuję sobie sałatkę czy smoothie – pomaga mi to też walczyć z niestrawnością, którą mam prawie zawsze gdy gdzieś lecę.
Gotowanie w domu
Gdyby nie Airbnb to w życiu nie zdecydowałabym się na podróże. Po prostu więcej niż tydzień hotelowych śniadań i restauracyjnych obiadów potrafi mnie zupełnie wykończyć i odebrać całą ochotę na podróże. Dlatego większość posiłków gotuję sobie w domu, nawet jeśli nie są to skomplikowane potrawy to i tak w ten sposób mam jakąś kontrolę nad tym, co jem.
Jeżeli jednak wybieracie hotel, warto poszukać w recenzjach opinii o ich posiłkach, bo może zdrowszą alternatywą są śniadania w pobliskiej knajpce? W hotelach staram się też jeść jak największą ilość owoców żeby jakoś uspokoić żołądek.
Wyprawa do supermarketu
Szczerze pisząc, wyprawa do najbliższego dużego sklepu jest dosłownie pierwszym co robię po przyjeździe gdziekolwiek, po prostu rzucam walizkę i biegnę na zakupy. Zawsze największe trudności z dietą mam gdy mieszkam w centrum i mam daleko do dużego sklepu, wtedy często nawet jadę na większą „wycieczkę” do supermarketu na obrzeżach miasta i robię zapasy na kilka dni. Oczywiście robię też zakupy w warzywniakach czy na targach, o ile jest jakiś w mojej okolicy, ale w dużych sklepach szukam podstawowych składników na obiady czy kolacje. Wiem, że to dość oczywisty krok, ale warto poświęcić trochę swojego czasu na szukanie większego sklepu i zaopatrzenie się na posiłki, tak żeby nie być zmuszonym do jedzenia byle czego lub byle gdzie.
Czy staracie się trwać przy swoich dietach w podróży czy zapominacie o nich kompletnie i po prostu cieszycie się z wakacji? :) Dajcie znać, jestem bardzo ciekawa!
Zawsze jak planuję zajrzeć do jakichś miejsc z jedzeniem w podróży, to udaje mi się maksymalnie odwiedzić jedno, i to zazwyczaj przypadkiem – w Barcelonie zaliczyłam tylko lody z oczkami, a tak jadłam codziennie gazpacho albo patatas bravas (przynajmniej nie tak strasznie niezdrowo, poza tym nie byłam w stanie jakoś spektakularnie dużo jeść przez upał i z niedowierzaniem patrzyłam na lokalsów wciągających pełnowymiarowy obiad z butelką wina włącznie). Chyba w moim wypadku faktycznie lepiej byłoby dobierać miejsca do trasy. Jeśli mamy dostęp do kuchni, to faktycznie bardzo często sami gotujemy, ale raczej w miastach rzadko się zdarza (co innego gdzieś dalej, szczególnie jeśli zostajemy na dłużej).
Nie mam całe szczęście takiego pecha, żeby aż 8/10 było rozczarowaniem, ale absolutny rekord mam już chyba za sobą – w Berlinie byliśmy daleko od czegokolwiek, co miałam na liście, a byliśmy w Mitte, więc po prostu weszliśmy do pierwszej lepszej, bo byliśmy dosyć głodni. I skończyło się tak, że czekaliśmy ponad godzinę, przepłaciliśmy i nadal byliśmy trochę głodni :(
akurat w Barcelonie nie ma jakiegoś dużego problemu z jedzonkiem bo są tapas i przynajmniej nie jest to jakaś straszna porcja :D Ale masz rację, czasem jest jakoś nie po drodze dlatego sobie już po prostu zaznaczam wszystko i mam nadzieję, że chociaż gdzieś wpadnę :)
Chyba największego pecha mieliśmy w Portugalii z tymi rozczarowaniami, nawet gdy było sporo osób w knajpie to zazwyczaj po prostu tragiczne jedzenie. Dlatego dość często narzekam na kuchnię Portugalii bo tylu wpadek nigdzie nie było…
Bardzo fajny wpis! Ja korzystam albo z opinii lokalnych ludzi gdzie warto zjeść albo z TripAdvisor’a :)
Heh, u mnie wygoda w podróży zdecydowanie się pogorszyła od chwili, gdy mój chłopak jest na ścisłej diecie. I faktycznie: wybieramy mieszkania i gotujemy sami, bo inaczej się nie da (nie może jeść i glutenu i nabiału i jajek, a warzywa i mięso tylko gotowane). No ale dajemy radę – nie można przez to cholerstwo rezygnować z pasji ;)
Mi w sumie nigdy nie robiły dobrze stałe posiłki w restauracjach, ciągle coś było nie tak z brzuchem… Myślałam, że to stres, ale gdy zaczęliśmy jeść w domu to od razu się naprawiło i jakoś już nawet nie chcę wracać do poprzedniego stanu ;) Poza tym Wasza dieta jest mega zdrowa, pomyśl jak długo będziesz żyć dzięki „cholerstwu” :D
Po rezygnacji z mięsa miałem podobny problem. Wszędzie tylko tłuste mięsiwo, a o wegetariańskie potrawy bardzo ciężko. Nie powiem, bo stawiam przede wszystkim na eksplorację miejsc, do których jadę, dlatego jeśli nie ma czasu na samodzielne przygotowanie jedzenia, albo plan jest dość mocno napięty, to zdarza mi się jadać „na mieście”. Restauracje i knajpki mają swój klimat. Dla mnie sporą atrakcją jest także odwiedzanie lokalnych sklepów, gdzie często mam okazję obcować z nieznanymi mi dotychczas produktami.
Moim zdaniem jednak podczas wyjazdu, zwłaszcza pierwszy raz do danego kraju, powinniśmy delektować się kuchnią taka jak ona naprawdę jest i nie składać specjalnych wytycznych. W końcu jedziemy odkrywać nowe miejsca i smaki a tak „obraz” może być trochę zafałszowany ;)
Ja z kolei bardzo sobie dogadzam, :) jestem po prostu bardzo ciekawa co się jada w miejscu, w którym akurat jestem.Podczas pobytu w Rumunii najbardziej urzekły mnie chrupki kukurydziane (Pufuletti) i musztarda! Chrupek nie jadam w Polsce, ale tam to było odkrycie. No i po powrocie do domu, zamykam oczy gdy wchodzę na wagę, ale niczego nie żałuję! w końcu, mam wakacje, na co dzień tak nie jem.
Haha to super! :) Ja tak mogę kilka dni, ale potem niestety muszę odchorować bo słabo się czuję :)