Rok temu o tej porze wiedziałam już, że 2015 będzie wyjątkowy. Miałam kupione bilety do Lizbony i zarezerwowane mieszkanie z widokiem na ocean. Czego nauczył mnie rok spędzony w podróży?
Nie bój się (albo przynajmniej bój się mniej)
Przed wyjazdem do Lizbony byłam przerażona. Bałam się latania (jak zwykle), życia na jednej walizce, nowego państwa, tego czy poradzę sobie w nowych okolicznościach… Nie mogłam wręcz uwierzyć, że dotrę do tego miejsca i nawet po przyjeździe długo nie mogłam się przyzwyczaić. W końcu jednak przywykłam do nowego i okazało się że kompletnie nie było czego się bać. Ani przez chwilę nie żałowałam też wyjazdu, było (i nadal jest) cudownie!
Nie potrzebuję tylu rzeczy
Jednym z moich największych strachów było „czy będę miała wystarczająco ubrań”. Jak się okazało, do jednej walizki mieści się naprawdę dużo i musiałam sobie dokupić tylko kilka drobnostek. Teraz już zupełnie przyzwyczaiłam się do braku 30 sukienek do wyboru i wracając do domu na miesiąc byłam w szoku jak dużo mam rzeczy! Ani razu o nich nie pomyślałam podczas ostatnich kilku miesięcy.
Dobre rzeczy jednak się zdarzają
Przekonałam się o tym gdy w maju wygrałam konkurs National Geographic Traveler i pojechałam do Południowego Tyrolu. Byłam bardzo (bardzo, bardzo!) zaskoczona że mi się to udało, niesamowite że docenili właśnie moje zdjęcia i mogłam wziąć udział w super wyjeździe! Szczerze myślałam że jestem jedną z „tych osób” którym się nic nie udaje – nadal tak myślę, ale już trochę mniej.
Nawet z najgorszym zdarzeniem można sobie poradzić
We wrześniu w Wiedniu ktoś włamał się do naszego mieszkania i okradł nas ze wszystkich cennych rzeczy. Było to w top 3 najgorszych rzeczy jakie mnie spotkały w życiu i chociaż do tej pory mam niezłą paranoję (wracając do domu nadal boję się, że drzwi będą wyłamane) oceniam, że całkiem dobrze udało nam się poradzić z całą sytuacją. Nie mam już nadziei że cokolwiek odzyskam, ale naprawdę, nie było tak źle jak mogłoby się wydawać.
Zbieraj wspomnienia (niekoniecznie zdjęcia)
W Wiedniu straciłam też wszystkie zdjęcia z Paryża, gdzie spędziłam cały sierpień. Ta strata nadal boli, ale pozwoliła przekonać się, że moje dobre wspomnienia z tego miasta są ważniejsze niż to czy i jakie zrobiłam tam fotografie. Teraz uczę się odkładać aparat i skupiać się na chwili. Mimo wszystko, nikt mi nie zabierze tych wszystkich wizyt w Kunitoraya, spacerów po Marais i różowych ciasteczek z piekarni pod domem których chciałabym jeść codziennie (ale Miłosz mi nie pozwolił). To dla tych wspomnień podróżuję, nie dla zdjęć.
Życzę Wam jak najcudowniejszych podróży w nadchodzącym roku, do zobaczenia w 2016 :)
Też mi się zawsze wydawało, że te konkursy z National G. są dla wybranych, aż któregoś razu kolega wygrał konkurs fotograficzny za zdjęcie zrobione starym aparatem, takim bez żadnych bajerów, bez późniejszej obróbki – zdjęcie rewelacja i tyle. I wygrał :)
Właśnie też zawsze myślałam że konkursy są ustawiane, a potem poznałam osoby które wybierały zwycięzców i okazało się że oni autentycznie oglądają każde zgłoszenie i to mnóstwo ciężkiej pracy… Dobrze wiedzieć, chociaż dalej mi się wydaje że są konkursy w których tak nie jest ;)
Życzę Ci żeby 2016 był jeszcze cudowniejszy! Zgadzam się z Tobą, że wspomnienia są najważniejsze :) Zbieram małe rzeczy jak bilety, papierki, ulotki, nawet cukier w saszetce z kawiarni, żeby potem patrzeć na nie i przypominać sobie miłe chwile.
Ja od teraz też zbieram takie drobnostki-przypominajki o miłych chwilach, jednak fajnie mieć fizyczne rzeczy a nie tylko pliki na kompie…
wspaniałe fotografie, na pewno zasłużyłaś na tę wygraną
w nowym roku życzę Ci jeszcze więcej pięknych chwil i zdjęć:)
haha, a mi się cały czas wydaje że wygrałam zupełnym przypadkiem :D Dzięki wielkie za życzenia, Tobie tego samego, radości z nowego mieszkania oraz jak najmniej stresujących dni! ;)
dziękuję:)
O wow. Trafiłam tu dzięki Adamant Wanderer i zostanę na dłużej! Boskie foty.
Ojej, dzięki wielkie za miłe słowa, cieszę się bardzo że Ci się blog podoba! :)
Pięknie napisane: to dla wspomnień sie podróżuje nie dla zdjeć. Zgadzam sie w 100%
A po drugie to wygrałas!? Gratulacje :) ostatnio zastanawiałam sie czy ktoś wygrywa te konkursy z NG. Chociaz z takimi zdjęciami to im sie nie dziwie ze wybrali Ciebie :)
Pozdrawiam!
Nadal nie mogę uwierzyć że mi się udało ale tak, ktoś to wygrywa, są jurorzy którzy oceniają wszystkie zdjęcia i nie jest zupełnie poza zasięgiem „zwykłego” człowieka ;)
niestety, to prawda… Poza tym czasem mnie wkurza, że tyle ludzi robi zdjęcia tego samego, robi zdjęcia które już wszyscy widzieli tysiąc razy, po co więcej…? I ja sama też tak robię…
Ja też dokładnie tak postępuję. Ale przeczytałem gdzieś u dość znanego fotografa, że nie ma co walczyć z tą potrzebą robienia „widokówek”. Jak już wypstryka się te wszystkie typowe, powielane wielokrotnie zdjęcia, wtedy należy zrobić drugą rundkę wokół zabytku i spróbować uchwycić własne, niepowtarzalne kadry. Tylko niekiedy na tę drugą rundkę nie starcza już czasu…