Właśnie minął rok odkąd jestem w podróży. Zarówno znajomych, jak i czytelników najbardziej fascynowało jak to robię, że ciągle jestem w nowym miejscu. Czy odziedziczyłam może nieskończoną fortunę która pozwala mi i mojemu mężowi stale podróżować?
Chociaż nie miałabym nic przeciwko takiemu scenariuszowi, prawda jest dużo mniej romantyczna: pracujemy zdalnie.
Myślę, że nasza codzienność przypomina życie każdego freelancera czy osoby pracującej z domu, borykamy się z takimi samymi problemami i rozterkami. Obydwoje pracujemy po 8 godzin dziennie, czasem 6, a czasem nawet 10 czy 12. Dochodzą do tego dodatkowe projekty i doba staje się bardzo krótka. Są dni, a nawet tygodnie, kiedy nie udaje nam się tego zbalansować i praktycznie nie wychodzimy z domu (wiedzą o tym obserwatorzy Snapchata duzepodroze, czasem po 3-4 dni nic nie wrzucam, bo nigdzie nie chodzę). Na blogu, Facebooku i Instagramie pokazuję najciekawsze momenty i najpiękniejsze miejsca, ale oczywiście za tym jest dużo „zwykłego” życia które, gdyby nie podróże, nie byłoby aż tak ciekawe.
Podróże są sposobem zbalansować to zwykłe życie, motywacją zarówno do efektywności w pracy, jak i częstego wychodzenia. Zanim wyjechaliśmy z Krakowa rok temu, szczerze prawie nic mi się nie chciało. Znam miasto na wylot, ale mieszkam w odległej dzielnicy i życie zaczęło ograniczać się przede wszystkim do Borku Fałęckiego, ewentualnych wyjść w weekendy. Bardzo mnie to dołowało, wpadaliśmy też obydwoje w pułapkę pracoholizmu, biorąc na siebie zbyt dużo obowiązków i pracując kilkanaście godzin dziennie. Nie mogliśmy, i dalej nie możemy pozwolić sobie na częste i długie urlopy, więc podróże też musiały pójść w odstawkę. Chciałam już zmienić nazwę bloga na „Duże Podróże Palcem po Mapie” albo po prostu z niego zrezygnować.
Właśnie wtedy dotarło do nas, że jeśli pracujemy z domu, to równie dobrze możemy być w Lizbonie, Paryżu czy Amsterdamie, co w Krakowie. Potrzebujemy przecież tylko internetu i biurka do pracy. Zarezerwowaliśmy AirBnb w Lizbonie i pierwszego marca 2015 wyjechaliśmy w naszą długą podróż.
Tak jak kiedyś wspominałam, bez AirBnb nie zdecydowalibyśmy się na taki styl życia. Nie przesadzam. Fakt, że praktycznie nie trzeba załatwiać żadnych formalności (umowa, czynsz, prąd, Internet…) w nowym mieście sprawił, że podróże stały się bardzo łatwe. Zamawiam mieszkanie, pakuję walizkę i już, jestem mieszkańcem nowego miasta. Tak, płacimy trochę więcej za załatwianie wszystkiego za nas, ale oszczędza to mnóstwo czasu i niepotrzebnych nerwów. Z drugiej strony, zrezygnowaliśmy z mnóstwa rzeczy bez których wiele osób nie wyobraża sobie życia: domu, samochodu, sprzętu, ubrań… Wszystko, co posiadam musi się zmieścić w jednej walizce. Choć czasem marzę o swoim własnym gniazdku (na pewno nie w Polsce), to ciężko będzie zrezygnować z komfortu, jaki daje mi AirBnb.
Teraz nawet codzienność jest pełna wrażeń. Staramy się każdego dnia wychodzić choć na chwilę, znaleźć uliczkę, na której jeszcze nie byliśmy. Wchodzić do kawiarenki, której jeszcze nie znamy, zaglądać w nowe miejsca. Poznajemy w ten sposób naprawdę dobrze najbliższą okolicę, wtapiamy się w życie mieszkańców – nie jesteśmy nimi do końca, ale choć trochę czujemy się częścią małej społeczności. Czasem udaje się wstać wystarczająco wcześnie rano, by pójść na poranny spacer, pooglądać jak miasto budzi się ze snu i odwiedzić najsłynniejsze atrakcje, gdy jeszcze nie są oblężone przez tłumy.
W weekendy za to zamieniamy się w prawdziwych turystów i buszujemy po atrakcjach miasta. Tak intensywnie, że w poniedziałki z radością znów wracamy do pracy.
Ciężko nawet opisać, ile doświadczyłam w ciągu roku – nie wiedziałabym nawet, od czego zacząć. Pytam znajomą, czy po dwóch miesiącach dalej pracuje w tej samej firmie, a potem przypominam sobie, że to przecież bardzo krótki okres, w czasie którego byłam w Amsterdamie, Austrii i Finlandii. Gdy opisuję rodzinie swoje plany na następne miesiące, robią wielkie oczy i pytają „Jak ty za tym nadążasz, jak ty pamiętasz gdzie lecisz dalej?”
Na początku było mi bardzo trudno przyzwyczaić się do nowego stylu życia. Wydaje mi się, że Lizbona miała w tym duży udział – to miasto jest cudowne, ale spotykały nas tam różne, drobne lub większe, nieprzyjemności. Mieliśmy utrudniony kontakt z właścicielem AirBnb, kilka razy zdarzył się problem z prądem (w tym jeden tygodniowy), spotykaliśmy się z oporem mieszkańców wobec turystów, wszyscy się spóźniali… Różne drobnostki które nie brzmią poważnie i na pewno nie przeszkadzają w trakcie wakacji, ale kiedy zebrało się ich kilkanaście, czułam się trochę osaczona. Miłosz radził sobie zdecydowanie lepiej, ale z czasem i ja nauczyłam się nie zwracać uwagi na drobne przeciwności, a nawet podchodzić do nich z uśmiechem.
Kolejnym minusem takiego życia jest brak kontaktu z ludźmi. Szczególnie jest nam trudno, bo nie jesteśmy lwami towarzyskimi, nie lubimy imprez i mamy trudności z nawiązywaniem kontaktu. Staram się spotykać z czytelnikami i innymi blogerkami (jeśli jesteś w tym samym mieście, to koniecznie daj znać!), rozmawiać ze znajomymi i rodziną w domu. Kolejnym rozwiązaniem jest też, jak się okazuje, chodzenie na wycieczki, czy to FreeWalkingTours czy wynajmowanie sobie przewodnika. Spróbowaliśmy tego w Barcelonie i nie dość, że dużo więcej wiemy o mieście i jego mieszkańcach, to jeszcze mamy tam znajomych! Zdecydowanie będziemy korzystać w przyszłości.
Z bólem serca muszę się przyznać, że często nie zwiedzamy wszystkiego, zwłaszcza gdy jesteśmy krótko w mieście gdzie jest dużo do zobaczenia. Wpadałam na początku w pułapkę myślenia, że muszę odwiedzić wszystko, co odwiedzają turyści i jeszcze pięć razy więcej. Pójść do każdej dzielnicy w mieście, żeby zobaczyć czy tam nie ma nic ciekawego, dojechać do każdego zabytku w promieniu 500 kilometrów od miejsca w którym mieszkam.
Życie szybko zweryfikowało moje plany – po prostu nie ma na to wszystko czasu. Nawet pięć miesięcy w Lizbonie to za krótko! Gdybyśmy mieli nieskończoną ilość pieniędzy i wolnych godzin, to może udałoby się zobaczyć absolutnie każdy zakątek, ale my musieliśmy sobie w pewnym momencie odpuścić. Mimo wszystko znam lepiej Lizbonę niż przeciętny turysta, wiem jak wygląda kilka jej dzielnic i w której z nich klimat mi się podoba bardziej, a gdzie wolę nie wracać. To mi wystarcza. Trudniej było w Warszawie, której nie znam, a gdzie spędziliśmy dwa tygodnie chorując. Nie zobaczyłam praktycznie nic, ale to też mi wystarcza.
Nie da się ukryć, że ciągłe zmiany otoczenia to wiecznie trwające szaleństwo. Najlepszym sposobem jaki dotąd na nie wymyśliliśmy to rutyna. Choć wielu przed nią ucieka, dla nas (i dla wielu innych freelancerów) jest właśnie tym, co trzyma życie w ryzach. Próbujemy codziennie wcześnie wstawać i kłaść się spać, mieć dokładnie ułożony dzień, ćwiczyć, zdrowo się odżywiać, nie chodzić w piżamie po domu i oczywiście, dużo wychodzić. Czasem tę równowagę trudno utrzymać, czasem po prostu sama się rozsypuje i potem ciężko do niej wrócić. Czasem też dajemy sobie z nią spokój i po prostu cieszymy się każdym dniem. Idziemy nad ocean, pod Wieżę Eiffela, do ogrodu tropikalnego czy Rijksmuseum, i jesteśmy szczęśliwi, że właśnie takie życie wybraliśmy.
Zawitacie kiedyś do Berlina? Chętnie wyborę się na kawę :) Ja trochę żałuję, że wybranego przeze mnie zawodu nie mogę uprawiać „zdalnie”, ale z drugiej strony, robię to co lubię, żyję w mieście, któ©e kocham, a i na mniejsze lub większe podróże znajdę czas :)
Berlin jest w planach, ale jeszcze nie na ten rok! ;)
Fajnie, że robisz to, co lubisz i w pięknym miejscu, to jest przecież najważniejsze!
Taki styl życia wymaga dużej determinacji i odwagi, której Wam gratuluję. Na pewno zmiana miejsca zamieszkania nie jest łatwa, ale za to gwarantuje unikatowe przeżycia. Nieprzyjemności i niedogodności po pewnym czasie będziecie traktować jak przygody. Oj będzie o czym opowiadać wnukom;)
Będzie będzie! :D Dzięki za miłe słowa!
Pierwszy wpis który u was czytam, fajny sposób na życie :-) Czym się zajmujecie, że praca może być w 100% zdalna?
Wolę nie pisać na blogu czym dokładnie się zajmujemy bo to nasza prywatna sprawa, ale kilka pomysłów na pracę zdalną znajdziesz w tym poście: http://duze-podroze.pl/pracuj-z-dowolnego-miejsca-na-swiecie/ :)
Same dobre treści, dziękuję :-) A czy pisałaś może o części formalnej takiego życia? Tzn. w jakim krajue należy się zarejestrować z działalnością albo w jakim banku mieć konto, aby najprościel rozliczać się z ewentualnymi pracodawcami?
Jeszcze nie pisałam, bo to bardzo zależy od sytuacji, tzn czy przyjmujesz zlecenia z Polski czy również z zagranicy, jak długo jesteś w danym miejscu itd… Może kiedyś uda się zebrać mniej-więcej informacje o formalnościach, popracuję nad tym :)
Praca zdalna bywa uciążliwa, to fakt – trudno się skryć za biurkiem i udawać, że coś rzeczywiście się robi – zlecenia są bezlitosne. Niemniej jednak dowolność geograficzna to jest cudowny atut, zwłaszcza gdy spojrzy się z perspektywy czas jak wiele miejsc i kultur się przeżyło :) Powodzenia!
jak mogłam nie trafić wcześniej na waszego bloga! :) jest cudowny!
kiedy przeczytałam jak Wasze życie ograniczało się do Borku Fałęckiego, uśmiechnęłam się szeroko – moje ograniczało się w pewnym momencie życia tylko do Bronowic :D teraz pracuję i mieszkam w Barcelonie. też jest nam trudno z poznawaniem nowych ludzi, nie wiemy gdzie nas los zaniesie dalej ale to nasze życie jest teraz o niebo lepsze niż było kiedyś.. :) pozdrawiam Was ciepło!
ps. dajcie znać jak będziecie kiedyś w Bcn, może będę mogła pokazać Wam to czego jeszcze tu nie widzieliście!
Bronx mi się i tak wydaje dużo lepszy niż Borek, ale tak czy inaczej dobrze że nas Kraków zmotywował do ruszenia się ;) Za to Barcelona to super opcja, uwielbiam to miasto i bardzo chętnie wrócę! Całusy!
ps. Piszę w liczbie mnogiej bo podróżujemy razem, ale bloga prowadzę sama :D
aaa, w takim razie oddaję honory Tobie – zdjęciowo wymiatasz ponad wszystko! :) i dopisek 'najładniejszy blog podróżniczy” jest mega uroczy :D
Dziękuję Ci bardzo, mega się cieszę że się podoba :* Haha ten dopisek, miał być taki nieważny a wszyscy zwracają uwagę :D
Czytam tego posta siedząc w jednej z krakowskich kawiarni i tak sobie myślę, że podziwiam za odwagę, motywację… Za wszystko! Mnie trudno się stąd ruszyć ;-)
a mi właśnie z Krakowa było najłatwiej, jednak to miasto mnie bardzo zmęczyło ;) Ale może na Ciebie też kiedyś przyjdzie czas! :)
Również myślę o założeniu bloga, zainspirowałaś mnie. Oboje rzuciliśmy pracę w korporacji, spakowaliśmy rzeczy i przenieśliśmy się na jacht. Pływamy sobie w Grecji od wyspy do wyspy, poznajemy nowych ludzi i zwiedzamy piękne miejsca :)
Oooo, super życie! Fantastycznie, że mieliście w sobie tyle odwagi, bardzo bardzo Wam gratuluję! :)
Ciekawy i inspirujący tekst, tak niewiele potrzeba, żeby w życiu poczuć się szczęśliwym, wystarczy tylko odrobina odwagi. No może trochę więcej niż odrobina. Najważniejsze to nie bać się zmian.
Niesamowite :) Wspaniale na Was trafić! Od dzisiaj jesteście moim blogiem na liście do sprawdzania codziennie :) Najlepsze, co możecie dla siebie zrobić to spełniać marzenia! Korzystajcie z życia, z każdej jego chwili :) I dzielcie się tym z innymi tak jak to robicie :)
Dzięki wielkie za miłe słowa! :)
PS. bloga prowadzę sama, Miłoszek ogarnia stronę wizualną i ze mną podróżuje :)
Dziękuję bardzo za miłe słowa :) Wiesz, może to super wygląda z zewnątrz, ale dla mnie pisanie też jest mega mega trudne i dosłownie każdy inny blog mnie demotywuje, bo widzę ile jeszcze muszę pracować i myślę tylko, że nie będę nigdy taka dobra :D Trzymam za Ciebie kciuki, wszystkim jest tak samo trudno i każdy gdzieś zaczynał ;)
Życie w podróży i życie z podróżowania to moje wielkie marzenie! Mam nadzieję, że małymi kroczkami już niedługo dojdę do celu. Świetny, inspirujący tekst :)
Może i ciężko się przestawić, ale styl życia, który prowadzicie pozwala na zwiedzenie wielu zakątków świata i zazdroszczę wam ;)
Tak trzymajcie, nie poddawajcie się rutynie i róbcie swoje.
Jeśli interesuje was trekking góski to zapraszam na wyjazdy organizowane przez
[edit: nie zamieszczam linków]
Gorąco was pozdrawiam, tak trzymać!
Hej Górołaz, dzięki ale nie ma co zazdrościć, trzeba działać ;)
Musiałam edytować to co napisałeś, bo nie zamieszczam w komentarzach linków do innych stron. Jeśli Ci nie odpowiada, to oczywiście możesz usunąć komentarz :)
Oj są wyrzeczenia Marta, jak się tak tak ciągle jeździ to nie każdy dzień jest piękny, ale to było moje marzenie, więc absolutnie nie żałuję :) Myślę, że gdyby nie możliwość pracy zdalnej to też byśmy sobie tylko na takie krótkie wypady tylko pozwalali, na szczęście udało się tak dostosować wszystko :)
Ah, takie to piękne :) Pozdrawiam z Krakowa :D
hmm, my przede wszystkim nocujemy w Airbnb i zawsze sprawdzamy czy mają dobry Internet albo pytamy właścicieli. To prawda, że czasem (rzadko, ale jednak) zdarza się bardzo słaby, ale jakoś sobie i tak radziliśmy jak dotąd i nie mieliśmy przerw w pracy przez jakość Internetu. Ewentualnie też czasem kupujemy dodatkową kartę data SIM i tetherujemy z telefonu ;)
Zazdroszczę :D ja postanowiłam, że kiedyś przeniosę swojego bloga również w swiat podróży, ale czekam na stabilizacje życia, maleństwo… i w drogę! :)
Wspaniałe!! Bardzo mądre i przemyślane Twoje artykuły. Bede je przytaczała
Pingback:Cyfrowym nomadą być, czyli jak zorganizować sobie pracę z Portugalii | Wiola Starczewska
witam,co myslisz o Teneryfie w listopadzie?? Bedzie pogoda? Uwielbiamy z mezem ciepłe slonce a nie deszcz:)) A tak w ogole to jestes MEGA Brawo!!
Pingback:Projekt Andrzeja Tucholskiego - Share Week 2016 – Alabasterfox.pl