J

Jak zrobić kiełki – z nasion ze spiżarki

Czy wraz z tym postem Duże Podróże staje się blogiem ogrodniczym?! Po przeprowadzce na wieś zaczęłam bowiem zajmować się ogrodem, i mało co sprawia mi tyle satysfakcji, co jedzenie własnych roślinek, dlatego chcę się podzielić również z Wami moim nowym ekscytującym hobby.
Mam dla Was dziś super łatwy, ale też bardzo niezwykły “projekt” ogrodniczy dla początkujących: roślinki do wyhodowania z nasion, które już pewnie macie w domu.

Po angielsku kiełki to “sprouts”, natomiast te nieco większe roślinki nazywają się “micro-greens”. Jeśli znacie polską nazwę “microgreens” to dajcie znać, ja będę to nazywać “kiełki” lub, może trochę głupio, “większe kiełki”. To jest to, co będziemy hodować.
Tej wielkości roślinki najłatwiej porównać do znanej w Polsce rzeżuchy, za to w Wielkiej Brytanii w sklepach sprzedają micro-greens z wielu roślin, i cieszą się one coraz większą popularnością. Nie widziałam jednak w Polskim internecie za dużo informacji o tego typu “większych” kiełkach, a ponieważ są banalne i bardzo przyjemne w hodowli, postanowiłam się podzielić z Wami moją metodą.

To pyszny i zdrowy dodatek do wielu potraw, potrafią dodać do nich ciekawego, pieprzowego smaku. Według informacji jakie znalazłam, takie kiełki są bogate w potas, żelazo, cynk, miedź i magnez. Mają w sobie antyoksydanty, mnóstwo witamin i minerałów. To taka skoncentrowana dawka zdrowego, i podobno są zdrowsze niż niektóre “dorosłe” rośliny.

Można je:

  • dodawać do sałatek
  • kłaść na kanapkę
  • dorzucać do smoothie
  • wrzucać do gotowania i smażenia większości potraw
  • posypywać świeżymi kiełkami wszystkie potrawy
  • po prostu zjadać bez niczego.

“Micro-greens” wydają mi się też dużo łatwiejsze w domowej hodowli niż typowe, znane ze sklepu kiełki, i dużo rzadziej robią problemy typu pleśń i gnicie. Nie potrzebują dużej przestrzeni jak “duże” rośliny, szybko rosną, można je wyhodować o dowolnej porze roku. Potrzebują za to słońca, więc muszą stać na jasnym i ciepłym parapecie (jeśli nie macie super jasnego domu, to roślinki i tak wyrosną, ale może im to zająć dłużej i będą nieco słabsze).

Przede wszystkim jednak, dzisiaj pokażę Wam jak zrobić kiełki z tego, co już pewnie macie w domu, w spiżarce. Wszystkie potrzebne materiały również pewnie już macie w domu.
Zbieranie i jedzenie tego, co się samemu wyhodowało przynosi niesamowitą satysfakcję, a takie roślinki są gotowe do zjedzenia po bardzo krótkim czasie, więc to fajny projekt również dla początkujących, którzy mało co wiedzą o ogrodnictwie. Ok, lecimy!

Taki jest efekt końcowy!

Z jakich spiżarkowych nasion można zrobić kiełki

Potrzebne są suche, ładne nasiona, w całości, najlepiej niełuskane i nieprzetwarzane w żaden sposób. Nie mogą być mielone itd. Poniżej podaję kilka przykładów tego, co możecie już mieć w domu i co wyrośnie:

  • groch – musi być w całości, nie w połówkach
  • soczewica – jak wyżej
  • popcorn – taki najzwyklejszy, suszony
  • siemię lniane
  • nasiona chia
  • cieciorka – jest ona nieco bardziej podatna na pleśnienie, więc kiełki lepiej jest przegotować przed zjedzeniem.
  • fasola – jak wyżej.

Przyznam szczerze, że było mi ciężko uwierzyć, że to urośnie – ale urosło. Możecie również spróbować z innymi nasionami, typu dynia, słonecznik czy jęczmień.

Daję też znać, że czasem taka hodowla jest trochę metodą prób i błędów – mnie również zdarzyły się niewypały, przed którymi będę przestrzegać niżej w tym poście. Poniższe kroki zadziałały u mnie świetnie, więc mam nadzieję że komuś innemu też się przydadzą.

Co będzie potrzebne:

  • nasiona – ilość “na oko”, tak żeby niezbyt gęsto wysypać je w wybranym pojemniku. Na pojemnik po lodach małych ziaren wychodzi mniej-więcej 2-3 gramy, grochu i popcornu – koło 8-10 gram. Jeśli macie więcej, to nie ma problemu.
  • pojemniki – użyłam plastikowych pojemników po produktach spożywczych. Umyłam je porządnie. Niżej piszę o ich wielkościach.
  • ziemia do roślin – taka z worka ze sklepu. Używałam specjalnej ziemi do młodych roślinek, która z tego co widziałam po prostu ma w sobie dużo piasku dla lepszego drenażu. Możecie wymieszać ziemię doniczkową z piaskiem i myślę, że się nada.
  • woda – zazwyczaj napełniam butelkę wieczorem i stoi przez noc zanim użyję wody. Trochę taka „ludowa” mądrość, ale nie chce mi się kombinować. Jeśli macie bardzo słabą wodę, można ją przegotować.

Jak widać, to nie jest jakaś trudna operacja!


1. Namoczenie ziaren

Jest to krok opcjonalny bo metody są różne, ale ja chciałam pójść w pewnik i moczyłam nasiona w wodzie, by lepiej kiełkowały. Po prostu wsypałam nasiona do osobnych kubeczków i dodałam zwykłej wody z kranu. Trzeba jej dodać tyle, by tylko trochę zakrywała ziarna (ja na zdjęciach dałam za dużo).

Czas moczenia zależy od ziaren, ja zostawiłam na godzinę i niektóre już zaczęły puszczać korzenie, a inne w ogóle nie ruszyły choć potem pięknie urosły. Polecam tak czy inaczej godzinę-dwie.
Nie trzeba moczyć nasion, które tworzą taką jakby… warstwę? Mam na myśli np. siemię lniane czy chia. Jedno i drugie można od razu wsypać do ziemi.


2. Przygotowanie pojemników

W międzyczasie przygotowałam pojemniki, robiąc w nich dziurki nożyczkami. Nie była to jakaś genialna metoda, ale chciałam użyć prostych narzędzi z domu. Do grubszych pojemników lepiej użyć wiertarki. Dziurki mają świetnie przepuszczać wodę, jednak nie być tak duże by wysypywała się z nich ziemia. Jeśli pojemnik pęknie przy przebijaniu, nie jest to (moim zdaniem) problem.

Głębokość pojemnika: zależy od wielkości ziarna. Do lnu używałam pojemników o wysokości około 3 cm, do grochu: 8cm. Kiełki wyrosną w mniejszym pojemniku, ale same będą wtedy nieco mniejsze. Wielkość pojemników pozostawiam Wam do wyboru, bo zależy ile macie miejsca na parapecie czy balkonie.
Oczywiście można również użyć niezbyt głębokich pojemników ze sklepu ogrodniczego.


3. Wsypanie ziemi

Jak pisałam wyżej, stosowałam ziemię dla małych roślinek z dużą ilością piasku dla dobrego drenażu. Wyjęta prosto z worka była wilgotna, ale jeśli Wasza jest sucha, to trzeba będzie ją porządnie podlać i zostawić na chwilę, by woda się wchłonęła. Musi być wilgotna, ale nie taka… „błotnista”.

Ziarna muszą być pokryte warstwą ziemi około 2-3 razy większą od nich. Najlepiej więc zostawić tyle właśnie przestrzeni od góry pojemnika. Z takiego doświadczenia jakie mam wiem, że te moje kiełki potrzebują koło 3-4cm ziemi pod sobą, ale zazwyczaj oszczędzam i daję tej ziemi mniej, koło 2cm.
Ziemię ubijamy i trochę podlewamy.

Taki pojemnik miałam na len i tyle wsypałam ziemi.

4. Rozsypanie nasion

Teraz trzeba wyjąć namoczone ziarenka i posypać nimi ziemię. Na pierwszy raz, dla przetestowania metody, jakości nasion i chęci, polecam rozsypać ziarna niezbyt gęsto, około 1-2 wielkości ziarna od siebie. Ja wiedziałam, że wszystko rośnie mi super więc sypnęłam bardzo gęsto – trzeba więc trochę mniej nasion, niż na zdjęciu. Nasiona cieciorki można rozsypać dosłownie jedno obok drugiego, poradzą sobie. Przy gęstszym sypaniu trzeba uważać, by nasiona na siebie na zachodziły.

Potem nasiona trzeba zasypać ziemią, tak jak pisałam 2-3 razy wyżej niż wielkość ziaren. Czyli na przykład groch: 1,5cm ziemi, a siemię lniane może być tylko delikatnie pokryte lekką ziemią. Ziemię delikatnie ubijamy.
Zauważyłam, że lepiej działa pokrywanie nasion taką ziemią bez większych “kawałków”, jak najbardziej drobną.

Po tym wszystkim trzeba delikatnie jeszcze podlać ziemię. Delikatnie czyli: nie za dużo i nie za mocnym strumieniem żeby nasiona się nie poprzesuwały za bardzo.
Do podlewania młodych kiełków (i innych moich sadzonek) używam starej plastikowej butelki, w zakrętce której zrobiłam małe dziurki za pomocą gwoździ i młotka. Porządny upcycling, nic nie kosztuje, a sprawuje się wspaniale.


5. Odstawienie w spokojne miejsce

Do momentu pojawienia się roślin pojemniki mogą stać w dowolnym miejscu. Nawet na sobie. By nasiona lepiej kiełkowały, nawet lepiej jest je czymś przykryć, na przykład kawałkiem kartonu. W ten sposób ziemia dłużej pozostaje wilgotna. Jest to jednak zupełnie opcjonalne.

Gdy kiełki zaczną się już pokazywać, należy je odkryć i postawić na parapecie, w jakimś słonecznym miejscu. Ale nie trzeba się z tym jakoś spieszyć, można poczekać aż będzie ich trochę więcej.


6. Regularne podlewanie

W pierwszym stadium rozwoju takie roślinki potrzebują mieć stale wilgotną ziemię. Ja podlewam “na oko”, kiedy widzę że ziemia przestaje mieć ładny ciemny kolor to chlupię na nią wodę. Moje sadzonki są w bardzo ciepłej szklarni i podlewałam je codziennie, ale na parapecie może wystarczyć raz na dwa dni. W każdym razie, codziennie trzeba sprawdzać co się u nich dzieje.

Pamiętajcie też, że można być zbyt rzetelnym i podlewać za dużo – wtedy rośliny niestety zaczną gnić. Nie może być błota i stale kałuż na powierzchni ziemi. Tu znowu się przydaje taka butelka z dziurkami, bo dobrze reguluje ilość wody i ciężko jest nią przelać roślinki.

Po wykiełkowaniu, gdy roślinki są już nieco większe, można je podlewać rzadziej i już nie trzeba delikatnie z butelki.

Tak wyglądały po dwóch tygodniach. Len (po prawej u góry) można już wtedy jeść.

7. Czekanie – a potem jedzenie!

Pierwsze kiełki zaczynają przebijać ziemię po 3-5 dniach. Kiedy są już gotowe do jedzenia? Tu znowu dużo zależy od wielkości ziarna. Siemię lniane trzeba jeść kiedy jest w miarę małe, po około dwóch tygodniach. Natomiast groch i temu podobne zjada się kiedy ma mniej-więcej siedem centymetrów. U mnie takie wyrosły w trzy tygodnie.

Uważajcie, żeby nie trzymać ich zbyt długo bo łodygi robią się twarde, jeśli jednak Wam się zdarzy to można delikatnie podsmażyć lub zblanszować kiełki przed jedzeniem.

Kiełki 30 kwietnia!
Kiełki 8 maja!

Kiełki wystarczy po prostu obciąć i zjeść! Jeśli obetnie się groch (lub inne roślinki tego typu, jak np. fasolę) tuż za pierwszymi od dołu listkami, będą one dalej rosnąć i mogą dać drugie plony.

To tyle, ścinamy i zajadamy roślinki!

U mnie najlepiej wyrosły: groch, popcorn, cieciorka i siemię lniane. Nie spodziewałam się tak dobrych plonów, ale wyszły bez problemu! Najpyszniejsze moim zdaniem są groch i popcorn, choć ten drugi jest nieco twardy.


Co może pójść nie tak

A dokładniej, co u mnie w przeszłości poszło nie tak.

  • nasiona w połówkach – w początkowym stadium moja soczewica ładnie puściła małe korzonki, ale potem padła. Lepiej użyć całych nasionek, dobrej jakości.
  • słabej jakości nasiona – im starsze są nasiona, tym gorzej wyrosną. Jeśli przeleżały w spiżarce latami (jak moja cieciorka), to mogą wyrosnąć, ale zdecydowanie gorzej i będzie ich mniej.
  • za mało podlewania – taki błąd leniucha. Zwłaszcza na początku procesu trzeba pilnować i często podlewać ziemię, inaczej zwyczajnie nic z tego nie będzie i nic nie wyrośnie. Jeśli ziemia zbyt szybko paruje to tak jak pisałam, można czymś ją przykryć (na przykład kartonem).
  • za dużo podlewania – to błąd osoby nadgorliwej. Za dużo podlewania sprawi, że nasiona (ale też nawet większe rośliny) zwyczajnie zaczną gnić, czego bardzo nie chcemy. Jednak jeśli zobaczycie małe “włoski” na swoich ziarenkach to niekoniecznie znaczy że gniją – więcej informacji tutaj.
  • gnicie roślin – przede wszystkim szkodliwe zimą, gdy stoją one blisko kaloryfera i mają zbyt mokro. Gnicie można poznać po nieprzyjemnym zapachu, i też na tych małych roślinach po prostu widać niezdrowe miejsca. Niestety, podgniłe rośliny trzeba wyrzucić i proces zacząć od nowa, tylko upewnijcie się że to na pewno to. Roślinkom najlepiej jest w temperaturze około 20 stopni.
  • za mało słońca – wtedy roślinki będą nieco “padnięte” i urosną powolutku. Ale będą dobre.

Ok, to na razie tyle na temat hodowania własnych pysznych kiełków. Czy Duże Podróże jest już oficjalnie blogiem ogrodniczym? Może będę się nazywać teraz „Duże Marchewy” albo „Duże Róże”? Czekam na propozycje ;)
I powodzenia!


KategorieBez kategorii
Aleksandra Bogusławska

Dwa lata spędziłam w podróży, żyjąc na walizkach i co kilka tygodni zmieniając adres zamieszkania. Dziś mieszkam na stałe w domku na szkockiej wsi. Dużo spaceruję, gotuję wegańsko, spędzam czas w ogrodzie, doceniam małe przyjemności i spokojne życie.
Jestem autorką wszystkich tekstów i zdjęć na stronie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.