Przecież już mamy zimę i można pisać o śniegu, zimnie, cudownych stokach narciarskich, ciepłych wieczorach z grzanym winem i komfortowym jedzonku w górskich schroniskach! To wszystko i duuużo więcej znalazłam w zeszłym roku w Południowym Tyrolu…
Poprzednio w Południowym Tyrolu byłam raz w maju i co to był za wyjazd… Zielone winnice, ośnieżone szczyty, słońce, przygoda i wino – tak wspominam ten najpiękniejszy czas, ALE przecież ten region najbardziej słynie z nart! Dlatego pojechałam tam po raz drugi, by zobaczyć jak Południowy Tyrol wygląda zimową porą i czy rzeczywiście nartki w Dolomitach są aż takie fajne jak wszyscy mówią. Idealnym pretekstem było marcowe Wine Ski Safari (De dl Vin), wydarzenie które region Alta Badia organizuje co roku i podczas którego można degustować lokalne wino prosto na stoku. Zaraz wykrzykniecie pewnie “alkohol na nartach?!” i to była też moja pierwsza reakcja, ale jak to naprawdę wygląda dowiecie się za chwilę.
Alta Badia: San Cassiano
Naszą bazą w Alta Badia było San Cassiano, mała miejscowość dla narciarzy w Dolomitach. Co ciekawe, w tych okolicach można spotkać jeszcze ludzi mówiących po ladyńsku, języku który jest odmianą retoromańskiego. Ten język oraz kultura ladyńska są teraz starannie pielęgnowane i Dolomity są jedynym miejscem, w którym możecie je bliżej poznać. A, tak jakby co, to w Południowym Tyrolu mówi się przede wszystkim po włosku i niemiecku. Wydało mi się, że w Alta Badia jest więcej niemieckiego, ale po angielsku też się dogadacie bez problemu.
Jeśli jesteście zainteresowani historią współczesną, to niedaleko San Cassiano, na górze Lagazuoi znajdują się tunele z I Wojny Światowej, które można zwiedzać. Z tym jednak trzeba poczekać do lata.
San Cassiano jest bardzo dobrą bazą na wypady narciarskie, zwłaszcza jeśli macie w ekipie osoby słabiej jeżdżące na nartach: jest tam całkiem sporo niebieskich tras. Równie fajne wydają się też La Villa czy Corvara, ważne, żeby było blisko stoku a stamtąd już można śmigać i śmigać…
Niesamowite stoki
Właśnie właśnie, śmiganie! Wyjazd kręcił się dookoła nart i chociaż przyznaję szczerze, że nie byłam wiele na nartach w Alpach, to wszystko, co tam zastałam zwaliło mnie z nóg. Dosłownie, bo tam jest tyle do wyjeżdżenia, że tygodniowy wypad to może być za mało.
Wyobraźcie to sobie: zaczynacie jak najwcześniej rano, gdy stoki są świeżo wyratrakowane. Świeci piękne słońce, a wszystkie trasy są kompletnie puste, idealnie naśnieżone i tylko dla Was…! W marcu na stokach było strasznie mało ludzi, dla mnie ideał bo uwielbiam być sama na trasie, nie musieć omijać innych narciarzy. Można tak jeździć do zapadnięcia zmroku, co pod koniec sezonu oznacza szesnastą-siedemnastą. Osiem godzin dziennie na idealnym stoku – to jest warte każde pieniądze.
Jeśli jeszcze nie umiecie zbyt dobrze jeździć na nartach i Dolomity brzmią trochę przerażająco, to uspokajam jak najszybciej: to idealne miejsce do nauki i trasy tam są dla każdego. Łatwych stoków jest mnóstwo, dla początkujących są takie ogromne i długie ośle łączki na których można się uczyć bez strachu. Oczywiście znajdziecie też wszystkie inne kolory tras oraz wspaniałe czarne, w tym słynną Gran Risa na której odbywają się zawody Pucharu Świata. Można pojechać całą wielką rodziną i każdy bez problemu znajdzie dla siebie wymarzony stok, bo generalnie Dolomiti Superski to, według niektórych pomiarów, największy teren narciarski na świecie.
No i jest też Sellaronda, 40-kilometrowa trasa dookoła masywu Sella, którą można pokonać w jeden dzień bez zdejmowania butów i nie jadąc nigdy jednym wyciągiem więcej niż raz. Spełnienie wszystkich narciarskich marzeń.
Jedzonko, ach jedzonko…
Hej, wiecie ile palicie kalorii podczas szybkiej jazdy na nartach…? Ja też nie wiem, ale zakładam że sporo i w przerwach można jeść ile wlezie bez poczucia winy. Schroniska na stokach Południowego Tyrolu serwują takie jedzonko, że trzeba jeść ile wlezie, póki nie pęknie brzuszek. Znajdziecie tam knajpy specjalizujące się w świeżych owocach morza (na przykład Rifugio Comici) czy w mięsie (Rifugio Scotoni), znajdziecie restauracje z gwiazdkami Michelin, ale też bardziej domowe jedzenie w rozsądnych cenach. W Południowym Tyrolu kochają jedzenie i restauracje zawsze starają się dobierać jak najwięcej lokalnych składników najwyższej jakości, często od swoich sąsiadów-farmerów.
W Alta Badia wypada też spróbować tradycyjnej kuchni ladyńskiej i sporo restauracji serwuje właśnie te dania. Ponieważ Ladynowie w przeszłości byli górskim ludem rolników, to ich jedzenie jest proste, domowe: pierogi, “krupnik”, golonka, kiszona kapusta… Najbardziej charakterystyczne są jednak tutres, placuszki nadziewane szpinakiem, kapustą czy mięsem, smażone na głębokim oleju. Jeśli lubicie takie klimaty, to tutaj jest lista knajp serwujących dania ladyńskie, my jedliśmy w bardzo domowej i tradycyjnej knajpie Maso Runch w Badia, gdzie kolacja 6-daniowa kosztuje 30 euro.
Po całym dniu na nartkach musi być koniecznie apres ski. Fajnie, że apres w Alta Badia jest jeszcze na stoku, koło 17 w schroniskach zaczynają się wielkie imprezy z muzyką na żywo, które mogą trwać do późnej nocy. Najsłynniejszy klub Alta Badia to Moritzino na Piz la Ila, ale my bawiliśmy się w Las Vegas w rytm włoskiego popu.
Vives! Czyli wino w Południowym Tyrolu
Nie przesadzę gdy napiszę, że w Południowym Tyrolu nauczyli mnie pić wino. Wcześniej niechętnie sięgałam po wino i byłam trochę wystraszona całą ideą degustacji, tego że jakieś wina są uważane za lepsze czy gorsze. W Południowym Tyrolu pokazali mi, że w tym wszystkim chodzi o luz i dobrą zabawę, a w groźnie brzmiącej “degustacji” chodzi o przyjemność znajdowania swoich ulubionych smaków, słuchania historii jakie za nimi stoją i dzielenia się tym wszystkim ze znajomymi.
Nic więc dziwnego, że teraz bardzo chętnie sięgam właśnie po wina z Południowego Tyrolu. I choć możliwe, że lepiej kojarzycie inne winne regiony we Włoszech, to Sudtirol może pochwalić się długą tradycją i bardzo wysoką jakością, która z roku na rok zdobywa coraz większe uznanie. Próbujcie koniecznie lokalnych win, poznawajcie różne smaki; obiecuję, że białe wino z Tyrolu smakuje kompletnie inaczej niż to z Toskanii!
A może nie jesteście pewni jak wygląda taka degustacja lub jak to zorganizować? Południowy Tyrol już wymyślił idealne rozwiązanie, bo pod koniec sezonu narciarskiego urządzają De dl Vin, czyli dzień wina. Wtedy górskie schroniska biorące udział w wydarzeniu wystawiają stoły, wyjmują kieliszki i cały dzień rozlewają Wam pyszne wino! Karnet na to wydarzenie kosztuje 30 euro i wtedy możecie spróbować najlepszych trunków z Południowego Tyrolu.
Oczywiście alko i narty nie dla każdego idą w parze, więc pamiętamy, że to degustacja a my jesteśmy dorosłymi i odpowiedzialnymi ludźmi, nawet na wakacjach. Zresztą podczas takich wydarzeń rzadko dostajecie pełny kieliszek, nalewają tylko kilka łyków dla spróbowania. Nie widziałam też na szczęście nikogo pijanego tego dnia na stoku więc zakładam, że tam piją odpowiedzialnie.
Alta Badia organizuje też degustacje w innych terminach, tutaj na przykład jest lista z zeszłego roku.
Jeśli nie wiecie od jakiego wina zacząć, to znajomy z Południowego Tyrolu poleca:
- Müller Thurgau Feldmarschal z winiarni Tiefenbrunner
- Praepositus Kerner z winiarni Novacella
- Lagrein Puntay z Erste+Neue (czerwone)
A przede wszystkim… odpoczynek
Nieważne czy i jak bardzo lubicie jeździć na nartach, snowboardzie, sankach. Nieważne czy lubicie głośne imprezy, czy ciche wieczory przy kominku. Nieważne co jecie i czy pijecie wino. W Południowym Tyrolu można odpoczywać tak, jak lubicie – i będzie to odpoczynek najwyższej jakości. Stoki są niesamowite, hotele przepiękne, w restauracjach podają pyszne i lokalne jedzenie – czy zimą może być coś lepszego?
Zostałam zaproszona na ten wyjazd przez Południowy Tyrol ale wiecie, nie kazali mi dobrze o sobie pisać. Powyższy tekst jest w stu procentach moją własną opinią.
Jak zawsze piękne zdjęcia :) Nigdy nie byłem w Austrii a wino uwielbiam. Ja bym pojechał nawet tylko zdjęcie porobić. W sezonie letnim musza tam być fajne kadry.
Piękne zdjęcia,Tyrol ma swój wyjątkowy niepowtarzalny klimat, uwielbiamy tam wracać:))
Pozdrawiamy!