Pałac Fronteira jest daleko od centrum, trudno się do niego dostać i jest otwarty tylko przez 2 godziny dziennie. Mimo tego, to mój ulubiony zabytek Lizbony. Oprowadzę Cię dziś po tym wspaniałym miejscu.
Pierwszy raz pojechaliśmy do pałacu autobusem – nie mieliśmy tam dobrego dojazdu i z przystanku szliśmy do Fronteira koło pół godziny. Na miejscu okazało się, że pałac jest zamknięty od południa, dlatego postanowiliśmy pójść do niedalekiego Zoo ale przy wejściu Miłosz miał atak alergii – generalnie najgorszy dzień w Portugalii. Następnym razem odważyliśmy się tam pojechać dopiero po kilku miesiącach po wynajęciu naszego miętowego Fiata 500, zwanego Pyśkiem. Pałac wart był jednak zachodu i prawie od razu ogłosiliśmy go naszym ulubionym zabytkiem w Lizbonie.
Charakteru pałacowi Fronteira nadaje przede wszystkim fakt, że rodzina Fronteira… nadal w nim mieszka. Stąd wynikają dziwne godziny otwarcia – udostępniają turystom swój dom na 1,5 godziny dziennie, a przez resztę czasu chcą mieć prywatność. Dużym plusem jest też to, że przez trudny dojazd pałac zwiedza stosunkowo niewiele osób i nawet w szczycie sezonu nie ma tłumów i można spokojnie spacerować po ogrodzie marząc o byciu portugalskim szlachcicem.
Historia pałacu Fronteira zaczęła się gdy w XVII wieku Hrabia Torre za swoje zasługi w wojnie o niepodległość Portugalii dostał od króla Portugalii tytuł Markiza Fronteira. Po powrocie z wojny nowo mianowany markiz postanowił wybudować sobie pawilon myśliwski przy lesie Monsanto, który z czasem przerobiony został na rezydencję letnią tego rodu. Ponieważ jednak podczas lizbońskiego trzęsienia ziemi w 1733 roku właściwa rezydencja rodziny w dzielnicy Baixa została zrujnowana, familia (w wyniku połączenia z innymi rodzinami nazywają się teraz Mascarenhas) musieli się przenieść właśnie do letniego pałacu Fronteira w dzisiejszej dzielnicy Sao Domingos de Benfica.
Nie był on przygotowany na zimowe temperatury (nie posiadał na przykład kominka), dlatego postanowiono dobudować do niego kolejne skrzydło. Jest ono dalej przeznaczone wyłącznie dla prywatnych celów rodziny Fronteira i zwiedzający nie mogą tam wchodzić.
W samym pałacu jest udostępnionych kilka pokojów, w tym biblioteka, stara jadalnia, pokój dzienny oraz sala reprezentacyjna. W tej ostatniej największą atrakcją są kafelki azulejos sporządzone według poleceń pierwszego markiza, które przedstawiają jego wkład w walkę o niepodległość Portugalii. W pałacu występują azulejos nie tylko w najczęściej spotykanej w Portugalii niebiesko-białej wersji, ale też z kolorami żółtym, zielonym i czarnym, z czego żółty i zielony najgorzej się zachowały i prawie całkiem wyblakły.
Właśnie azulejos i ich 400-letnia historia którą możemy obserwować na ścianach pałacu są jego największym skarbem. Na przykład w jadalni można oglądać płytki biało-niebieskie wykonane w Holandii a przy wejściu głównym – kafelki z motywem goździka. Inspirowane sztuką chińską masowo przywożoną w czasach kolonialnych przez Holandię i Portugalię do Europy, kolory i wykonanie płytek stały się portugalskim symbolem stosowanym do tej pory przy ozdabianiu budynków. Przy stawie w ogrodzie są natomiast hiszpańskie, wypukłe azulejos pokryte miedzią. Od razu widać też, że wykonujący je ludzie byli rzemieślnikami a nie artystami – wizerunki ludzi i zwierząt pozostawiają wiele do życzenia.
Charakterystyczne dla pałacu Fronteira są też azulejos krytyczne, które przedstawiają ludzi jako zwierzęta: małpy wygłaszające kazania, koty korzystające z fryzjera czy jaszczurki leczące ludzi. Ciekawa jestem, co o tym wszystkim myśleli szlachcice odwiedzający markiza, na których była skierowana ta satyra.
Bardziej jednak niż architekturą odwiedzający są ciekawi rodziny Fronteira, która dalej tu rezyduje. Większość odwiedzających pewnie zadaje sobie pytanie: jak to w ogóle jest mieć taki pałac? Podobno całkiem zwyczajnie: obecny markiz Dom José Maria Pinto Basto Mascarenhas i jego rodzina nie korzystają z zabytkowych komnat, a przez większość czasu przebywają w części domostwa która (jak nam powiedziano) niewiele się różni od standardowych współczesnych domów. My widzieliśmy najmłodszą członkinię rodu mającą około 4 lat, gdy bawiła się w ogrodzie. Poprzedni markiz, Fernando Mascarenhas, stanowił wręcz atrakcję dla turystów którzy obserwowali go podczas oglądania telewizji przez szybę sąsiedniej komnaty – od tego czasu telewizor został jednak przestawiony do innego pokoju.
Rodzina Fronteira nie trzyma też pałacu jedynie dla siebie – często odbywają się tam koncerty czy wystawy, a co kilka miesięcy – turnieje brydżowe. A czym zajmują się członkowie rodziny Fronteira? Nie udało mi się odszukać o tym informacji w Internecie, ale podczas zwiedzania dopytała o to Agata, Czytelniczka bloga. Otóż rodzina utrzymuje się z wynajmu swoich nieruchomości, uprawy korka (również na swoich ziemiach) i prowadzenia fundacji. Poprzedni markiz Fronteira był poza tym profesorem filozofii i wykładał na uniwersytecie.
To, co nadaje Fronteira wyjątkowego charakteru to rodzinne pamiątki, antyki oraz ciekawe opowieści związane z pałacem – w końcu dalej tam mieszkają i sami zajmują się wystrojem. Oczywiście każdy markiz Fronteira ma w rezydencji swój portret lub nawet rzeźbę, są też antyki przywożone z portugalskich kolonii lub starodawne przedmioty, których przeznaczenia nikt już nie zna.
Najciekawsza jest jednak opowieść związana z ogrodową kaplicą. Ozdobiona jest ona bowiem muszlami oraz… tłuczoną chińską porcelaną z dynastii Ming. Taki wybór „narzucił” król Portugalii, który kiedyś odwiedził pierwszego markiza Fronteira. Podano mu jedzenie na najlepszej zastawie i po posiłku stwierdził on, że nikt nie będzie jadł z tych samych talerzy co król – i wszystko stłukł. Markiz był tym oczywiście zdruzgotany, ale postanowił wykorzystać swoją cenną porcelanę do ozdób w ogrodzie.
Wielką dumą domostwa są właśnie ogród i taras, które są bohaterami tego wpisu. Taras oraz ściana przy fontannie (czy raczej stawie) ozdobione są rzeźbami oraz dużymi panelami z kafelków przedstawiającymi żywioły, pory roku, miesiące czy sztuki wyzwolone – wydaje mi się, że nigdzie w Portugalii nie widziałam tylu azulejos na raz. Razem z intymnym pałacem kryjącym jeszcze wiele ciekawostek, są one bardzo dobrym powodem by oddalić się na kilka godzin od centrum Lizbony w kierunku lasu Monsanto.
Przydatne informacje:
- Pałac Fronteira jest otwarty od poniedziałku do soboty od 10:30 do 12:00. Od października do maja od 11:00. Aktualne godziny otwarcia są dostępne na stronie pałacu.
- Cena wstępu to 9 euro za pałac i ogród (zwiedzanie z przewodnikiem) lub 3 euro za sam ogród.
- Dojazd: autobusem 770 spod zoo w Sete Rios, tam najlepiej dojechać niebieską linią metra z centrum. Ponieważ 770 rzadko jeździ, można do pałacu dojść spod zoo w ok. 15 minut.
- W środku jest zakaz robienia zdjęć.
Ostatnia ciekawostka:
Panel azulejos przedstawiający żywioł „Ogień” został kiedyś zniszczony i kilka lat temu Fronteirowie zlecili przygotowanie nowego współczesnej malarce portugalskiej – Pauli Rego. Jest ona bardzo uznaną artystką, posiadającą Order Imperium Brytyjskiego. Jej zadaniem było wykonanie malowidła na kafelkach w XVII-wiecznych kolorach: niebieskim, czarnym, zielonym i żółtym. Oto co jej wyszło:
Ale tam pięknie! Chciałabym to zobaczyć na żywo.
pałac pałacem, ale chciałabym wiedzieć jak to jest mieć taki ogród:D
noo muszą dbać o wizerunek miasta żeby zarabiać na turystach:D
bardzo chętnie:) jeśli tylko sama będę wówczas w Warszawie, bo ostatnio dużo się dzieje i różnie z tym bywa (przeprowadzka i takie tam;)
Piękny blog! Bardzo ponicny w zwiedzaniu, a pałac wygląda bardzo zachęcająco:) a propos auta-czy zanim je wypozyczyliscie robiliscie rekonesans wsrod wypozyczalni-czy ktoras z firm wypadla najbezpieczniej?i czy wypozyczaliscie w miescie czy na lotnisku? :)) Pozdrawiam z Lizbony Asia
Wypożyczaliśmy w mieście, najtaniej wychodziło wtedy w firmie Europcar ale ich MEGA nie polecam, bez powodu zablokowali mi miesiąc później 500 euro z konta i musiałam prosić bank o chargeback + zablokowanie karty żeby Europcar nie mógł jej już używać, masakra… :(
Ofert szukaliśmy na stronie http://www.kayak.pl/cars, mają też inne duże firmy (Hertz, Avis) więc może spróbuj z nimi :) Generalnie to taka nieprzyjemna sytuacja pierwszy raz mi się zdarzyła, ale na wszelki wypadek wybierz te porządniejsze wypożyczalnie, stanowisk jest mnóstwo w całym mieście ale najtaniej wychodzi gdy rezerwujesz dużo wcześniej :)
Bardzo Ci dziękuje za szybko odpowiedz!:)zastanawialismy sie wlasnie czy wszędobylskie reklamy Eyropcar moga swiadczyc o tym ze maja problem z klientami..lucze na to ze poza sezonem nie bedzie tak zle mimo ze wczesniej nie zarezerwolalusmy;)wybierzemy ktoras z wiekszych firm i jescze raz dziekuje!pozdrawiam a.
Pisząc że w środku nie można robić zdjęć co konkretnie masz na myśli :D bo ja widzę na blogu piękne zdjęcia z tego miejsca ;)
Ale żadne z nich nie zrobione wewnątrz pałacu ;) W ogrodzie można robić ile się chce zdjęć, w pałacu nie wolno a też się go zwiedza :)
To chciałam wyjaśnić
Miejsce wydaje się magiczne miałam nadzieję że jeśli tam pojadę będę mogła mieć takie zdjęcia na pamiątkę
Dzięki
PS. Świetny blog na pewno będę z niego korzystać podczas mojej podróży
Trzymam kciuki za Twój wyjazd! :)
[UPDATE] Cena za bilet w sierpniu 2016 to już 9 euro za pałac + ogród albo 3 euro za sam ogród
Ooo, dzięki za informację! Widzę że zaczynają kręcić z tego niezłą kasę, ale co zrobić, i tak warto ;)
Co to oznacza, ze „w środku jest zakaz robienia zdjęć”? W środku w pałacu czy w ogrodzie? :)
W pałacu :) W ogrodzie, jak widzisz, zrobiłam sporo zdjęć ale ze względu na prywatność rodziny nie wolno robić w środku pałacu.
Super! Tak też przypuszczałam, ale wolałam dopytać :)
w ramach ciekawostki – podobnie jest w Quinta Regaleira, która też zabrania robić zdjęć w środku. ;)
Pingback:Co trzeba zobaczyć? Alternatywny przewodnik po Lizbonie - Strona WordPress
Czy do ogrodu też można wchodzić jedynie 2 godziny dziennie?:(
Tak. Ogród jest nieodłączną częścią posiadłości, no i nie są państwowym zabytkiem tylko prywatnym :)