W różnych zakątkach Internetu spotykam się coraz częściej z opiniami, że „blogerzy podróżniczy to piszą tylko dobrze lub wcale, robią atmosferę wiecznej zabawy zamiast tego, by być szczerym”. Nie znoszę tak strasznego uogólniania, ale nie mogę też zupełnie zignorować takich zarzutów.
Przede wszystkim dlatego, że pojawiają się one również względem mnie. Wśród czytelników, ale również wśród znajomych którzy piszą w prywatnych wiadomościach „no, jest na blogu co zobaczyć w Porto, ale wolę żebyś mi napisała tak osobiście, tak żeby mieć prawdziwe informacje z pierwszej ręki”. Agnieszka ostatnio uświadomiła mi, że nie jestem w tym sama i jej tekst „Na blogu wszędzie jest pięknie, czyli kilka słów o uśmiechu blogerki” sprawił, że dziś sama o tym piszę.
Drogie Króliczki, ten blog jest z pierwszej ręki, każdy post napisałam ja, Aleksandra. Nikt mi nie kazał się zachwycać Porto, Florencją czy Barceloną, ale byłam tam i mi się podobało. Dlatego chciałabym, żebyście sami zobaczyli te miejsca. Zupełnie szczerze: chciałabym, żebyście odwiedzili piękne miasta, zwiedzali atrakcje które na mnie wywarły wrażenie, jedli pyszne jedzonko które mi smakowało i dobrze się bawili na urlopie. Przed swoimi wyjazdami szukam często osobistych przewodników w Internecie i nie zawsze znajduję, dlatego piszę swoje. To jest moją motywacją: Wasze fajne wakacje i fajne życie poza wakacjami.
Jest sporo takich atrakcji które mi się bardzo podobały, ale na niektórych Czytelnikach nie zrobiły żadnego wrażenia. To dobrze, bo jesteśmy różni i nie wszyscy musimy lubić to samo.
Są też miejsca które mi się nie podobały oraz ludzie, którzy się ze mną bardzo nie zgadzają.
Do tej pory napisałam na blogu dwa wpisy o miejscach które nie zrobiły na mnie wrażenia: Londyn i Mediolan. Pod obydwoma była mała burza w komentarzach, niektórzy sugerowali nawet, że jestem zwyczajnie głupia skoro nie lubię Londynu. Również w innych postach przy krytycznych opiniach zawsze pojawi się ktoś, kto uwielbia dane miejsce i denerwuje się na mnie, że ja jego nie doceniam.
Pomimo śmieszności niektórych argumentów „hejterów”, trudno pisać opinie w takiej atmosferze i dlatego, mimo drugiej wycieczki do Londynu, nie będę się już więcej rozwodzić nad tym beznadziejnym miastem. Nie oznacza to jednak, że w innych postach nie jestem szczera. Słabe lub nudne atrakcje zwyczajnie pomijam, skupiając się na tych pięknych i wartych uwagi.
Nie jest to kwestia „klikalności” ani robienia wokół siebie atmosfery wiecznego święta 1. To proste: nieciekawe miejsca nie inspirują ciekawych zdjęć i wpisów. O niektórych atrakcjach chce się właściwie jak najszybciej zapomnieć zamiast je na nowo przeżywać w tekście albo rozwodzić nad tym, jacy jesteśmy biedni, że stać nas na wyjazd na drugi koniec świata i nam się nie podobało.
Pomijam też swoje momenty słabości, choroby czy przykre wydarzenia bo przez nie mojej opinii daleko do bycia obiektywną. Dobrym przykładem takiej sytuacji u mnie jest Wiedeń, gdzie rok temu okradli nam mieszkanie. Nie znajdziecie więc na blogu relacji z miasta, bo jestem dalej strasznie rozżalona na całą sprawę i ciężko mi pisać o atrakcjach w Wiedniu skoro nad wszystkim nadal wisi fakt, że straciłam tam „dobytek życia”. Wielu osobom miasto się podoba, ale ja nie potrafię nic napisać bez żalu i złości. Zdecydowanie łatwiej przychodzi mi wtedy wspominanie Amsterdamu, bo uwielbiam to miasto i pisanie o nim zwyczajnie sprawia mi przyjemność.
To prawda, że czasem można wobec tego odnieść wrażenie, że „blogerzy podróżniczy piszą w samych superlatywach”. Nie oznacza to, że oszukujemy albo nasze opinie nie są prawdziwe. Za tym często stoją wewnętrzne wątpliwości o to, czy nasza opinia będzie obiektywna, ale też lęk przed opinią innych czy chęć zapomnienia o gorszych momentach. To oznacza też, tak jak pisze Agnieszka, że o niektórych (słabych) miejscach po prostu nie chce nam się pisać. Nie atakujmy się nawzajem i nie uogólniajmy, bo wszyscy jesteśmy ludźmi.
A ja postaram się odważniej pisać o miejscach, których nie lubię. Całusy!
- Swoją drogą, kiedyś taki zarzut postawił wobec blogerów post-turysta, mocno wtedy spadli w moich oczach ↩
a ja tam nie owijam w bawełnę i jak coś mi się nie podoba, to często (nie zawsze, czasem szkoda mi czasu i złe rzeczy po prostu pomijam, jak Ty) wyrzucam to z siebie. nie zawsze jest to łatwe, np przykład nie było mi łatwo przyznać się, że byłam molestowana w turcji. ale uważałam, że lepiej będzie jeśli tego nie przemilczę. na ogół jednak narzekalskie akapity pisze mi się o wiele łatwiej niż te z zachwytami ;)
ale o motywach: piszę także o złych chwilach, żeby ostrzec innych przed władowaniem się na minę, jeśli ktoś podejrzewa że miałby podobne odczucia względem danego miejsca.
i chciałabym trochę odczarować tę cukierkową rzeczywistość na blogach. podróże to są cudowne wspomnienia, nie przeczę. ale nie tylko. też nerwy, kłótnie na śmierć i życie, sraczka, nuda, upał albo mróz. czasem w podróży myślę że jest tak źle, że wolałabym być w pracy. a o tym mało kto pisze. ale tekstu anity jeszcze nie czytałam, ciekawa jestem, co tam znajdę :)
Też się staram nie owijać w bawełnę, ale czasem „zmiękczam” ton bo mi się wydaje, że dość na świecie narzekania, więc co mam dokładać swoje. Zgadzam się jednak, że wyrzucanie tego z siebie jest bardzo fajne i trochę „terapeutyczne” :D Na Twoim miejscu też bym pewnie nie pominęła takich doświadczeń jak w Turcji i one są pomocne by zobaczyć, że życie to nie bajka. Z drugiej strony jak się rzuci „jezu jaki Londyn słaby”, to jest zupełnie inny, ogólny temat, z którym łatwo się nie zgodzić.
Szczerze jakoś tak mi wychodzi, że rzadko trafiam na mega złe miejsca i atrakcje, bo czytam dużo opinii, riserczuję, jestem bardzo ostrożna a poza tym wiem już, co mi się spodoba a co nie. Ale np. nigdy w życiu nie docenię wieżowców i innych pierdół z betonu. Czy w takim razie potem mam pisać, że jest słabo w centrum HK, bo są wieżowce i beton? Co sądzisz? :D
Sama stykam się z podobnym problemem, ale u mnie to chyba również kwestia charakteru i sposobu pisania. Nie jestem ironiczna i moje teksty nigdy takie nie będą, nie umiem wyrzucić pomyj na miasto, tylko dlatego, że coś mi się nie spodobało. Staram się raczej przedstawić je obiektywnie i doceniać, że może, mimo wszystko, jest tam coś fajnego. To również kwestia tego, że nie mam wygórowanych wymagań i staram się dostrzec coś pięknego, gdziekolwiek jestem. Czy kłamię? Zupełnie bym tak tego nie nazwała.
Masz dużą rację – jesteśmy ludźmi i różnimy się. Mnie się coś podoba, Tobie nie musi. Każdy bierze pewną dozę odpowiedzialności na siebie, jeśli zdecyduje się odwiedzić dane miejsce na podstawie mojego wpisu. Cóż, nie zagwarantuję, że ktoś będzie zadowolony. Nawet jeśli ja byłam :)
Szczerze mówiąc, mi też Londyn jakoś nie przypadł do gustu. Nie wiem dlaczego. Ale fakt, jakoś tak trudno pisać o miejscach, które podobały się mniej. Z reguły mam wrażenie, że jeżeli gdzieś mi się nie podoba, to jest to wyłącznie moja wina i czuję się w obowiązku to podkreślić. Nie podobało mi się we Wrocławiu – moja wina, wybrałam złe miejsce na spacer, za dużo czasu spędziłam na starówce i tak dalej.
No z jednej strony zgadzam się i też czasem mam takie myśli, że to „moja wina”, ale przecież to nieprawda :D W sensie, jeśli chodzisz po najsłynniejszych zabytkach, najpopularniejszych miejscach we Wrocławiu i Ci się nie podoba, to może dlatego na przykład, że byłaś w wielu innych miejscach i w porównaniu z nimi było słabo? Albo taki typ zabytków Ci się po prostu nie podoba? W Londynie byłam w miejscach które mi ludzie polecali jako „prawdziwy Londyn” i mi się nie podobało tak samo mocno, jak Picadilly, Buckingham czy Westminster. Nie moje klimaty, a Wrocław może nie Twoje? :)
Ja staram się pisać również o miejscach, które mi się nie podobały, aczkolwiek zawsze próbuję wytłumaczyć, czemu mogło mi się nie podobać. Pisząc post np. o Berlinie czy też o mojej pierwszej wizycie w Pradze, byłam krytyczna, ale starałam się znaleźć wyjaśnienie swoich złych odczuć, bo wiem, że są to miasta, które wiele osób bardzo lubi. Nie wiem czy to dobre rozwiązanie, czy nie, ale zdaję sobie sprawę z tego, że na odczuwanie nowego miejsca składa się wiele elementów: pogoda (u mnie jest niezwykle istotna), mój nastrój, ale też to, co zobaczyłam wcześniej (przed Pragą w jednej podróży byłam w słonecznym Budapeszcie i Rzymie, więc chyba mogła mi się nie podobać Praga, w której przez caly pobyt padało i było pochmurno). Swoją drogą Pragę odwiedziłam jeszcze raz w słoneczny dzień i bardzo mi się podoba :) Staram się być uczciwa wobec czytelników, dlatego pisze o tym, co mi się nie podobało.
btw. ostatnio byłam w Begamo, miałam pomysł, żeby odwiedzić również Mediolan, zrezygnowałam po licznych wpisach na blogach, że nie warto, więc chyba nie jest aż tak źle z tą krytyką. Jednak myślę, że coś w tym jest, że jeśli wydaje się pieniądze na podróż i wyjeżdża się do miejsca, o którym się marzyło, bloger stara się przekonać samego siebie, że było naprawdę fajnie, nawet jeśli nie do końca tak było…
Mnie też Londyn nie zachwycił, ale mnie raczej nie zachwycają duże miasta, wolę jechać w przyrodę. Na piękno opisywanych miejsc wpływa zapewne sam fakt podróży, który już wprowadza w stan pewnej euforii. Poza tym nie jeżdżę w miejsca aby się zdołować, staram się dobierać je starannie, stąd też wpadki zdarzają się niezmiernie rzadko. I tak, jak większość pisała w komentarzach – staram się pokazać miejsce obiektywnie, nie tylko przez moje okulary…
W skrócie powiem, że też nie lubię Mediolanu. Musze się kiedyś zebrać i wyrzucić z siebie zamiast suchych faktów to, czego nie lubie i co mnie mega rozczarowało. Czasami to jest trudne, dlatego podwójnie doceniam to, że masz odwagę o tym pisać. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Napisz napisz o Mediolanie, mi się udało przeżyć, Tobie też się uda :D
Ja też nie umiem pisać o miejscach, które mnie szczególnie nie zachwyciły. Nie mam weny, to po co się męczyć i tworzyć coś na siłę? W zeszłym roku byłam na Kubie i prawie cała mnie zachwyciła ale na przykład o Camaguey jeszcze nie napisałam, bo pogoda tego dnia była paskudna i jakoś specjalnie miasto mnie nie zachwyciło. Więc cały czas się ociągam z wpisem… No ale kurczę, ja prowadzę blog a nie serwis oceny atrakcji turystycznych ;)
Dzięki za ten tekst. Dobrze, że pojawiają się takie szczere artykuły w blogosferze podróżniczej. To pokazuje czytelnikom, że nie jesteśmy tylko robotami do tworzenia przewodników i pobierającym za pozytywne ukazanie miejsc wynagrodzenia. Jednak pozwolę się z Tobą niezgodzić:)
Na swoim blogu nie unikam pisania o miejscach w mojej opinii nieatrakcyjnych lub takich, gdzie przytrafiło mi się coś niefajnego. Uważam, że nie warto ukrywać swoich odczuć. Informuję oczywiście czytelnika o tym, że może mieć zupełnie inne zdanie na dany temat i żeby nie brał mojego za stuprocentowego pewniaka.
Myślę, że takie pomijanie niezbyt pozytywnych relacji prowadzi do tego, że bloger-podróżnik traci autentyczność, a w komentarzach pojawiają się „hejty”, oskarżające o nadawanie światu cukierkowego smaku. Wiadomo, że sami jesteśmy odpowiedzialni za to jak będzie wyglądał każdy kolejny dzień, ale przecież – nawet z pozytywnym nastawieniem – może się trafić potknięcie.
Pozdrawiam i życzę udanych podróży owocujących w inspirujące teksty.
Tylko tak jak pisałam wyżej, zarówno pomijanie pozytywnych, jak i negatywnych relacji prowadzi do hejtów i braku zaufania – generalnie trudno ludziom dogodzić :D To właśnie jest dylemat, bo sporo osób negatywne wypowiedzi o swoich ulubionych miastach odbiera jako atak na nich osobiście. Natomiast pozytywne relacje odbierają jako nieszczere – i weź tu coś poradź :)
Bardzo podoba mi się Twój wpis i zgadza się z kilkoma kwestiami – przede wszystkim odczucia każdego z nas są subiektywne – mi np także Londyn nigdy się nie podobał i nie już nie spodoba – nic na to nie poradzę. Nigdy mnie bardzo zachwyciła też Praga, za to kocham od pierwszego wejrzenia Budapeszt, więc jak kiedyś napiszę post o Pradze to będzie on tak napisany. Natomiast ja chciałbym rzetelnie chyba opisywać wszystkie miejsca w których byłem, nie tylko te ładne, ale też te które mi się nie podobały. Natomiast nie wiem jest sens odnosić się do zarzutów w stylu skoro Ci się nie podobał Londyn to jesteś jakaś tam. Sam jestem zaskoczony taką postawą bardzo – napisałem że lubię Albanię i Bośnię – to ktoś mi na grupie bałkańskiej zarzuca że widać mam pochodzenie muzułmańskie… no masakra jakaś.
czasem zdarza mi się pisać o odwiedzanych miejscach i szczerze mówiąc zazwyczaj to jest w superlatywach, bo po prostu ja z każdego wyjazdu cieszę się jak dziecko i nawet jeśli panował gdzieś upał niemiłosierny to i tak w pamięci zostaje mi głównie pyszne jedzenie i uśmiech mojego dziecka po wejściu do fontanny. Jak gdzieś nam padał deszcz to i tak widok chmur nad morzem był tak oszałamiający, że mam w głębokim poważaniu przemoknięte skarpety….także ten…ja nie umiem pisać obiektywnie :)
Masz rację? Lubię czytać Twoje posty ! Szukam inspiracji. Nie potrzeba mi narzekania i „złych emocji”. Po co? To wszystko mogę znaleźć gdzie indziej. Proszę nie zmieniaj tego. Wiadomo przecież, że jak o czymś nie napisałaś to nie podobało się i już. Magicznych Świąt?!
Dziękuję strasznie Mariusz! :) Bardzo się cieszę, że podobają Ci się posty na blogu! :) Szczęśliwego Nowego Roku ?