M

Mafra – senne miasteczko z ogromnym pałacem

Do Mafry pojechaliśmy w drugi weekend wypożyczania naszego auta, Pyśka. Było to trochę przez przypadek, bałam się jechać daleko od Lizbony, ale te 40 kilometrów wydawało się całkiem rozsądnym dystansem. Droga tam jest niesamowicie dobra, aut nawet w sobotę było mało i generalnie świetnie wspominam tę podróż prócz tego, że pierwszy raz w życiu tankowałam samochód i w drodze powrotnej czekałam na wybuch baku.

W letnie weekendy w pałacowym kościele odbywają się jeden po drugim śluby i przez miasto jechał długi sznurek samochodów. Udało się jednak zaparkować (tzn jechałam i nagle stanęłam, w Portugalii to działa) i poszliśmy do, jak się okazało, najbardziej typowej ciastkarni Mafry, Fradinho. Jest dokładnie naprzeciwko pałacu i ich specjalnością są (a to ci niespodzianka!) strasznie słodkie ciasteczka jajeczne.

Palácio-Convento Nacional de Mafra widać z daleka, stoi przy głównej ulicy i stanowi największą atrakcję Mafry. W środku nie jest zwyczajnie duży ale zupełnie ogromny, samo przejście z jednej strony na drugą zajmuje 10 minut. Bardzo zaskoczyło mnie, że jest „dopiero” 23. największym na świecie, jednak wrażenia wielkości dodają puste sale i bardzo długie korytarze. Niestety rezydencja nie jest w najlepszym stanie co mnie nie dziwi bo utrzymanie tak wielkiego miejsca niemało kosztuje.

Najważniejszą atrakcją pałacu jest jego ogromna biblioteka i szkoda tylko, że te 40 tysięcy książek podziwia się z daleka. Zwróciłam też uwagę na pokoje dla służby, kuchnię i pokój z trofeami myśliwskimi (bo czekałam aż w następnym będą trofea z ludzi). W pałacu był też kiedyś klasztor franciszkanów i teraz można zwiedzać cele. Mafra „szczyci się” też faktem, że tam spędził ostatnią swoją noc ostatni król Portugalii; mi samej było smutno wyjeżdżać z tego kraju, więc on pewnie czuł się podle.

 

 

Sama Marfa to niewielkie i spokojne miasteczko, doskonale się odnajdowałam w jej luźnym klimacie. Obok pałacu jest park i dużo miejsc na spacery. Obiad jedliśmy w pobliskim Convento Da Cerveja, ważną lekcją jaką stamtąd wyniosłam jest: jeśli w Portugalii coś nazywają sałatką to nie ma w tym sałaty. Ani żadnych warzyw, prócz cebuli.

Mimo wszystko, wyjazd do Mafry świetnie wspominam, czułam się po nim cudownie wypoczęta – może to dzięki małej ilości turystów, a może dzięki jej uroczemu klimatowi.

 

 


Informacje praktyczne:

  • Koszt wejścia: 6 euro, za darmo w każdą pierwszą niedzielę miesiąca.
  • Czas zwiedzania pałacu: ok. 1,5 godziny.
  • Dojazd: z Lizbony Campo Grande autobusami firmy Mafrense – rozkład dostępny tutaj. Najlepiej jest jednak dojechać autem autostradą A8, następnie zjazd na A21 (Mafra).
KategoriePortugalia
Aleksandra Bogusławska

Dwa lata spędziłam w podróży, żyjąc na walizkach i co kilka tygodni zmieniając adres zamieszkania. Dziś mieszkam na stałe w domku na szkockiej wsi. Dużo spaceruję, gotuję wegańsko, spędzam czas w ogrodzie, doceniam małe przyjemności i spokojne życie.
Jestem autorką wszystkich tekstów i zdjęć na stronie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.