Nie jest tajemnicą, że w Korei Południowej przeprowadza się najwięcej zabiegów operacji plastycznych na świecie. Dawno temu wyprzedziła Stany Zjednoczone, Brazylię i Włochy, kiedyś kolebki ulepszania ciał. Szacuje się, że jedna na pięć kobiet w Seulu miała przeprowadzony jakiś zabieg, poczynając od wstrzyknięcia botoksu, kończąc na wprowadzeniu zmian w sylwetce. Najwięcej klinik znajduje się w Gangnam.
Gdy zaczynam rozpoznawać znaki w hangul na “klinika plastyczna” (성형 수술), to widzę je na każdym kroku, prawie w każdym budynku. Te najbardziej znane, w których operuje się gwiazdy, mają bogate, pozłacane fasady i drogie samochody przed wejściem. Po to, by zachęcić również i Chinki.
Na ulicach i w metrze porozwieszane są plakaty: mężczyźni i kobiety przed oraz po operacji. Demonstrują umiejętności lekarzy, które są naprawdę imponujące. To nie są koszmarki-potworki z ustami nadmuchanymi botoksem i twarzą bez emocji, w Korei ideałem piękna jest „naturalny”, „niewymuszony” wygląd. Z plakatów uśmiechają kobiety przepiękne i mężczyźni wiecznie młodzi.
W Gangnam można spotkać motyle jeszcze w trakcie transformacji. Schowane w kokonie bandaży, z kapturem na głowie i wielkimi siniakami na całej twarzy. Trudno nie mieć siniaków, gdy ktoś na Twoje własne życzenie złamał Ci nos i żuchwę. To już drugi tydzień po zabiegu, a jeszcze bardzo boli. One jednak pewnie siebie kroczą po Garosu-gil, alei miłorzębów. Wybierają ubrania do swojej nowej sylwetki, kosmetyki do swojej nowej twarzy. Nie one pierwsze i nie one ostatnie tędy kroczą w takim stanie.
Tuż obok idą one, dziewczyny “już po”. Najpiękniejsze kobiety świata. Tylko czasem, pod specyficznym kątem widać, że nie urodziły się najpiękniejszymi. Zdradza ich nieco krzywy profil, nieco nienaturalnie ułożony nos. U ich boku: mężczyźni o okrągłej, “dziecięcej” twarzy która w Korei jest uważana za najatrakcyjniejszą i którą, oczywiście, można uzyskać w klinikach Gangnamu. Dwadzieścia procent ich klientów to mężczyźni.
Idealne istoty robią sobie zdjęcia koło drogich sklepów, z torbami pełnymi drogich zakupów. Zdjęcia na Instagrama, Navera, Tindera, do blogów modowych. Do niektórych popularnych wśród blogerek miejsc ustawiają się kolejki na zdjęcia.
Gdy spaceruje się ulicami dzielnicy Sinsa-dong, to trudno rozpoznawać poszczególne osoby. To nie jest rasistowski komentarz, to jest fakt o którym mówią sami Koreańczycy. Chodzi o to, że standard urody jest jeden, dlatego po kilku operacjach wszystkie dziewczyny zaczynają wyglądać tak samo. Oczy jak migdały, podbródek w kształcie litery V, wygładzony prosty nosek i drobne usta. Na takie kobiety mówi się “Gangnam Girls”, bo wszystkie tutaj właśnie robiły operacje.
Świat co roku obiegają zdjęcia z konkursu Miss Korea, na których dziewczyny wyglądają jak jedna osoba z różnymi fryzurami. Czasem są zestawiane z fotografiami konkursu Miss Ameryki, które wcale nie mogą się pochwalić większą różnorodnością.
Skąd wziął się taki standard urody? Teorii jest wiele, a zachodnie magazyny plotkarskie uwielbiają tę, w której Koreanki chcą wyglądać jak gwiazdy z Europy i Ameryki. Niepodważalnym dowodem na to ma być dążenie do bladej skóry i dużych oczu, natomiast wiele Koreanek śmieje się z tej hipotezy. Biała skóra jest w Azji od stuleci symbolem statusu i przynależności do elity. Osoby o jasnej twarzy nie pracują fizycznie w polu, tylko mają czas na dbanie o siebie. Często można spotkać ludzi całych na biało, ukrywających każdy fragment ciała pod kapeluszem z rondem i parasolem.
Natomiast duże oczy… cóż, zwyczajnie są uważane za atrakcyjne, jak na przykład białe zęby w Ameryce. To prawda, że większość Azjatów ma „pojedynczą powiekę” która wizualnie pomniejsza oko, natomiast sporo z nich ma też naturalnie większe oczy. Wystarczająco dużo osób uznało tę cechę za piękną i teraz wszyscy chcą tak wyglądać.
Na pewno dużą rolę w kształtowaniu standardów piękna miał K-pop. To nie jest podróba zachodniej muzyki z małym wyjątkiem PSY, to jest wielki, ogromny biznes o którym w Europie mało kto ma pojęcie, a który trzęsie całą Azją: Koreą, Chinami, Tajwanem, Japonią. Trudno wchodzić w szczegóły tego przedsięwzięcia, wystarczy powiedzieć, że ilość fanów K-popu na świecie jest porażająca i znacząco wpływają oni na kształt całej azjatyckiej kultury. Ludzie szaleją na punkcie swoich idoli, z których prawdopodobnie nikt nie urodził się z twarzą prezentowaną w teledyskach.
Sami Koreańczycy jako powód obsesji swojego państwa na punkcie wyglądu lubią wymieniać fakt, że w Korei jest naprawdę dużo osób. Seul jest czwartym największym miastem na świecie, gęstość zaludnienia jest spora i podobno dlatego ludzie częściej patrzą na innych, oceniają się nawzajem, po czym chcą poprawić swój wygląd operacjami plastycznymi.
Ludzie w Korei Południowej są również niesamowicie dobrze wykształceni, na co mają wpływ tzw. “tiger moms”, czyli ultrawymagające matki zmuszające dzieci do osiągania najlepszych wyników w edukacji, niekiedy po prostu znęcając się nad nimi. Taka mamusia to w Korei standard. Ich dzieci mają w szkole celujące oceny i kończą najlepszy uniwersytet z najlepszymi wynikami i podczas poszukiwań pracy niespecjalnie pozostaje im pole do manewru. Nie da się być jeszcze lepszym, więc kierują się w stronę klinik, by mieć nad konkurencją przynajmniej przewagę w wyglądzie. Nic dziwnego, że zazwyczaj robią to również za pieniądze matek.
W koreańskiej aplikacji o pracę bardzo często należy wpisać swoje wymiary oraz wagę, a zdjęcie musi być obowiązkowo dołączone do każdego CV. Powstały więc oczywiście zakłady fotograficzne specjalizujące się w takich zdjęciach, gdzie daną osobę się maluje, czesze, fotografuje, a potem przez dobrych kilka godzin retuszuje. Retusz jest też standardem na przykład przy zdjęciach do szkolnych albumów pamiątkowych, nie ma wtedy wyboru i każdy jest przekształcany zgodnie z koreańską wizją piękna.
Najciekawszym chyba zjawiskiem w Korei są jednak operacje “córka + mama za pół ceny”. Córka wybiera się na uniwersytet, gdzie może przecież poznać przyszłego męża. W wakacje robią sobie więc serię takich samych zabiegów razem z matką, by zięć nie był zaskoczony brakiem podobieństw między nimi i nie dowiedział się nigdy, że jego wybranka przeszła jakąkolwiek zmianę.
Sara, znajoma pracująca w Korei Południowej, wielokrotnie usłyszała już od chłopaków, że chcieliby z nią być, gdyby nie była taka gruba. Atrakcjonizm, czyli dyskryminacja ze względu na wygląd, jest powszechna i nikt nie uważa tego za problem. Bez ogródek mówi się tutaj (nawet obcym) ludziom ile dokładnie mają schudnąć i co w sobie poprawić. Korea wpędza w kompleksy, ale oferuje też metody na leczenie ich. Sara już myśli o zabiegu zmiany nosa.
Na jednym z plakatów w metrze w Seulu widnieje napis: “To nic wielkiego, przecież już wszyscy mieli operację”.
Właśnie TVN 24 sklonowało Pani artykuł.
Właśnie widzę. Masakra.
Cześć,
czy redaktorka TVN kontaktowała się z Tobą pisząc swój tekst, czy bezczelnie zerżnęła niektóre fragmenty?
https://tvn24.pl/premium/korea-poludniowa-gangnam-girls-co-czwarta-mloda-koreanka-poddaje-sie-operacji-plastycznej-5130548
Kontaktowała się, ale nie godziłam się na używanie mojego artykułu tylko moich zdjęć. Jestem wściekła. Będę dochodzić swojego.
To zjawisko operacji plastycznych w Korei Południowej jest fascynujące i jednocześnie kontrowersyjne. Koreanki od lat są znane z tego, że podejmują się licznych zabiegów, które są tam niemal powszechne, nawet w porównaniu z innymi krajami, jak Stany Zjednoczone czy Brazylia. To kulturowe zjawisko, które wyraźnie kształtuje standardy piękna w Korei, z naciskiem na naturalność, ale równocześnie wspierane jest przez media i popkulturę.