Czyli wszystko, co chciałabym wiedzieć zanim zaczęłam podróżować.
Wykupując wycieczkę nie jesteś gorszym podróżnikiem
Popularne ostatnio planowanie wyjazdu samemu może i pozwala zaoszczędzić, ale czy jeśli wykupisz all-inclusive to jesteś gorszą osobą? Moim zdaniem wcale nie. Nikt Ci nie broni na własną rękę zwiedzać miasto, zagadać do tubylców (ok, zabronią w Egipcie), zrezygnować z obiadu w hotelu i znaleźć lokalną knajpkę. Z kolei wykupiony bilet na tanią linię lotniczą, nocleg w najtańszym hostelu i jedzenie zupek z proszku nie sprawią, że doskonale poznasz dane miejsce. To nie jest ważne jak wygląda Twój wyjazd, ważne jakie Ty masz podejście do otaczającego Cię świata.
Nie zawsze jest wspaniale
Wspominałam już kiedyś, że świat turystyki opiera się na zachwytach, reklamuje miejsca jako “raj na ziemi”, opisuje podróże w sposób wyidealizowany. Z tego powodu zdarza się, że mamy bardzo duże oczekiwania dotyczące swoich destynacji, spodziewając się że wszystko będzie jak w bajce. Oczekiwania potrafią tak zamieszać w głowie, że zetknięcie z rzeczywistością może być trudne – we Francji nazywają to syndromem paryskim.
Dlatego zostaw oczekiwania w domu i po prostu ciesz się chwilą! Dzięki gorszym momentom bardziej docenisz te dobre: po zatłoczonym mieście skromna plaża nad jeziorem wyda się najlepszą na świecie. Nawet na najbardziej stresujące doświadczenia po jakimś czasie spojrzysz z humorem.
Możesz się poczuć samotny, ale to nic złego
Nie rozumiesz języka, tubylcy nie rozumieją ciebie, tęsknisz za domowym jedzeniem i fajnie by było pogadać z rodziną. W pewnym momencie możesz się poczuć samotnie, ale zamiast się zamartwiać – wykorzystaj to. Daj sobie czas na refleksję, oswojenie się z “byciem ze sobą sam na sam” albo odwrotnie: przekrocz swoją strefę komfortu i poznaj kogoś z Twojej okolicy (pomogą Ci w tym np. fora na Couchsurfing, gdzie ludzie często się umawiają na spotkania w danych miastach) albo zagadaj do innych turystów mówiących po polsku.
Nie ufaj książkowym przewodnikom
Nauczyłam się podchodzić z dużym dystansem do informacji w przewodnikach. Pomyłki w datach, nazwach, godzinach otwarcia, nieaktualne dane, błędy stylistyczne to powszechność w polskich przewodnikach. Śmieszy mnie też, gdy pisarze stronią od własnej opinii i tylko wymyślają kolejne synonimy do „wspaniałe”. Najbardziej jednak wkurza gdy autor nie był nawet w danym miejscu i nie udaje mu się tego ukryć.
Rozwiązanie? Czytaj blogi. Ich autorzy stronią od pisania o tym czego sami nie sprawdzili, polecają najlepsze miejsca, restauracje, hotele i podróżnicze rozwiązania – zazwyczaj nikt im za to nie płaci więc można im zaufać. Jestem przekonana, że o miejscu do którego jedziesz już ktoś pisał w Internecie.
Potrzebujesz mniej rzeczy niż sądzisz
Podróżnicze gadżety, “outfit” na każdy dzień, cztery pary butów i kuferek biżuterii? Nie musisz zawracać sobie nimi głowy, robić wielkich zakupów przed wakacjami ani zastanawiać się „czy na pewno mi się to nie przyda” – wielu rzeczy i tak pewnie nie użyjesz. Moje walizki bywają największe, ale czasem biorę tylko jeden mały plecak. Czy wtedy cierpię na brak czegoś? Zupełnie przeciwnie, żałuję wtedy że wzięłam te głupie getry bo przecież nigdy w nich nie chodzę.
Zapamiętasz tylko drobnostki. Zadbaj o nie
Kawa w lokalnej knajpce. Znaleziony i od razu zgubiony bursztyn. Cudowna restauracja na obrzeżach miasta. Pływanie w nocy. Wschód słońca na dzikiej plaży. Zadbaj o to, by mieć takie wspomnienia bo są dużo cenniejsze niż zdjęcie z gladiatorem pod Koloseum. Na każdym kroku czai się przygoda którą zapamiętasz do końca życia – czasem trzeba ją gonić, a czasem wystarczy odłożyć aparat i rozglądnąć się dookoła. Powodzenia!
Zdjęcia zostały zrobione podczas drugiego wypadu do Sintry.
Jeśli chodzi o przewodniki to zgadzam się w stu procentach. Najlepiej jest to połączyć – przeglądnąć formę książkową, obejrzeć zdjęcia miejsc, które nas interesują, a następnie wyszukiwać blogów, osób, które tam były. Ja tak np. zaplanowałam, co zobaczymy w Lizbonie i Porto w sierpniu, dzięki Twojemu blogowi! :)
W sumie to przewodniki wygrywają właśnie jasnym układem tego co zobaczyć i książkową formą, ale ja i tak nie korzystam.
Ooo, w sierpniu będzie tu mega gorąco, musisz plany podzielić na dwa i dodać przystanki na sangrię co godzinkę ;)
Nie ufam do końca przewodnikom, bo właśnie często są w nich nieaktualne godziny otwarcia czy ceny. A znów w historycznych wzmiankach na kilka stron, zaczytywać się nie lubię.
Dla mnie nie ma znaczenia czy ktoś wykupuje wycieczkę all inclusive czy jedzie na własną rękę – skoro tak akurat lubi, to kto mu broni poznawać nowe miejsca w taki, a nie inny sposób :)
Twoje zdjęcia są piękne, jestem tutaj dopiero od niedawna – chyba nawet nie tydzień), więc bardzo chętnie zobaczyłam takie piękne akcenty jak drzwi czy okna, które zawsze mnie zachwycają :)
Pozdrawiam serdecznie,
Kinga z bloga https://kingway007.blogspot.com
Dzięki wielkie za miły komentarz! :) Też uwielbiam wyszukiwać takie szczegóły, zawsze zwracają moją uwagę :)
Dokładnie! Jak ktoś wykupuje wycieczkę, bo przede wszystkim chce się zrelaksować i mieć zagwarantowaną pogodę, to czemu nie :) Swego czasu denerwowały mnie takie opinie na blogach, że osoby wykupujące wycieczki są be. Moi Rodzice od kilkunastu lat jeżdżą z biura podróży i za każdym razem wracają zadowoleni :) I racja z przewodnikami. Blogi to na prawdę świetne przewodniki, z którymi zwiedzi się niezapomniane miejsca. Takie, których często na próżno szukać w katalogach.
Cudny ten rower :) Pozdrawiam!
eeech, denerwuje mnie takie „rozróżnienie” na turystów i podróżników – nie wiem czemu to ma służyć, chyba tylko wzajemnej pogardzie…
Super, że Twoi rodzice kupują wycieczki, to przecież idealny sposób podróżowania dla starszych osób które nie chcą się zajmować organizacją i boją się obcego miejsca – ale chcą zobaczyć świat :) Trzymam za nich kciuki i pozdrawiam! :)
dobry post, nieważne jak się podróżuje, ważne, aby czerpać z tego przyjemność:)
Problem z dużymi walizkami to zdecydowanie mój problem. Zawsze wybór skupia się na butach – te nie pasują do tego stroju, tamte do innego..Zawsze biorę za dużo a później wracają nieużywane.
To jakbyś Ty dopiero widziała moją panikę jak wyjeżdżałam na pół roku…! Myślałam, że *wszystko* mi się przyda a tymczasem noszę trzy koszulki na zmianę a reszta leży zapomniana…
Drobnostki budują chyba cała magię. :) Z tymi walizkami trafione. Człowiek zawsze za dużo pakuje, bo może się przyda a potem i tak polowa nie noszona.
Mnie się jedna myśl nasunęła: wykupienie wycieczki z przelotem, hotelem i śniadaniami – no spoko. Plus wynajęta furka i mogą być świetne wakacje, sama mam ochotę tak zrobić. Ale jak można zwiedzać mając all inclusive? ta opcja przykuwa nas przecież do hotelu. Ten powrót na kolację na wyznaczoną godzinę, w ogóle to jedzenie ciągle w tym samym miejscu. All inclusive to można sobie wziąć będąc na wakacjach z rocznym dzieckiem, bo i tak za wiele nie pozwiedzamy. All inclusive mówię NIE :)
A – i dla mnie to zawsze jest wspaniale! Nawet jak jest beznadziejnie. (Na przykład jak nas złapał kanar w Kopenhadze.) Bo to też jest cenne doświadczenie, które się później miesiącami wspomina jako anegdotę:)
Fajnego piszesz bloga:)
A nie da się w All Inclusive iść na kolację gdzie indziej, zrezygnować z czegoś i samemu pozwiedzać? :)
Co do złych doświadczeń które się stają anegdotami – ja kiedyś wchodziłam na Babią Górę w zimie, przez lodospad nie mając żadnego sprzętu prócz scyzoryka i nim właśnie wykuwałam stopnie w lodzie… Pode mną oczywiście przepaść na 200 metrów. Też był niezły stres, ale teraz jest dobra opowieść na imprezy, a poza tym wszyscy zawsze mówią „wow, ale dzielna” a ja po prostu głupia byłam :D
Dać się da, tylko po co płacić za all inclusive jeśli ma się zamiar jeść gdzie indziej? No, ale jak kto woli, może to tylko ze mnie taki dusigrosz jest:)
Bo czasami jest zwyczajnie taniej. Tak mialam np. gdy bylam ostanio na Malcie. Moj hotel miał opcje all inclusive i byl swietnie położny. Przez co zaoszczędzilam czas i pieniadze na dojazdy. A obiad jie wróciłam ani razu a na kolacje tylko wtedy gdy bulam w pobliżu. Opcja all inclusive nie zawsze jest droższa.
Z maluchem około roku też nie trzeba się przykuwać do hotelu! Mamy za sobą wakacje samochodem w Hiszpanii z 5 miesięcznym maluchem i widzieliśmy naprawdę dużo, wcale nie mniej niż gdybyśmy jechali bez szkraba ;)
„Z kolei wykupiony bilet na tanią linię lotniczą, nocleg w najtańszym hostelu i jedzenie zupek z proszku nie sprawią, że doskonale poznasz dane miejsce. To nie jest ważne jak wygląda Twój wyjazd, ważne jakie Ty masz podejście do otaczającego Cię świata”.
Świetne zdanie Olu. Od paru lat niemal każdy, kto gdzieś
wyjechał nazywa siebie podróżnikiem, a swoje wyjazdy wyprawami. Jak w takim razie tytułować Arkadego Fidlera czy Tonego Halika? Mam nadzieję, że moda minie i zniknie sztuczny oraz niepotrzebny podział na osoby jeżdżące z biurem podróży oraz te samodzielnie organizujące wyjazdy. Często te pierwsze wiedzą i widzą więcej od tych drugich… Pozdrawiam wszystkich ciekawych świata i tego co jest za rogiem.
Podróżuję różnie, zdarza się też z biurem podróży. Mile wspominam wycieczki wykupione na miejscu w danym kraju z lokalnym przewodnikiem. A bywa też tak, że cieszę się chwilą i po prostu błąkam się po zaułkach, uliczkach, korzystam z marszrutek, metra, busów…Korzystam z przewodników, ale bywa że brakuje mi w nich klimatu i serca a to odnajduję w blogach. Pozdrawiam serdecznie Wszystkich Ciekawych Świata.
te piękne zdjęcia obudziły u mnie wielką chęć podróżowania, fantastyczny blog!!!
Dziękuję Ci bardzo Karola! :)
Słusznie, że przebywasz w hotelu o lepszym standardzie nie oznacza że nie jesteś podróżnikiem. Może po prostu stać cie na lepszy hotel i chciałbyś połączyć komfortowy wypoczynek z urokami pięknego miasta :)
Wolę poczytać książkę historyczną o danym mieście czy państwie, niestety natknęłam się na koszmarne błędy w przewodnikach, może źle trafiłam ale to dla mnie wygląda jakby autorzy po prostu wymyślali daty historyczne i nikt tego nie sprawdzał :D