Japonia dla turysty może być kolejnym ciekawym miejscem, szokującą egzotyką, albo najpiękniejszym państwem na świecie. Może też być niezłym koszmarem, takim jak Złoty Pawilion w Kioto.
Przez 90% czasu Japonia jest najpiękniejszym snem z którego nigdy, nigdy nie chcę się budzić. Już kilkakrotnie płakałam, że muszę wyjeżdżać, błagałam Miłosza żeby przedłużył wyjazd, kombinowałam jak zamieszkać tu na stałe. Będę o tym jeszcze sporo pisać, ale skrótowo powiem, że nawet gdy są miejsca które podobają mi się na 10/10, to Japonia to mocne 30/10, w porywach do 50. Przez 90% czasu Japonia, a przede wszystkim Kioto, to bajkowe miejsce prosto z najpiękniejszych marzeń.
Ale potem są takie miejsca, jak Kinkaku-ji, znane szerokiej publiczności jako Golden Pavillion (Złoty Pawilion). Miejsca tak niesamowite, że skłaniają do mocnej refleksji nad turystyką, podróżowaniem, społeczeństwem. To, co tam się dzieje to jedno wielkie nieporozumienie.
Nie chodzi tu o ilość ludzi, chociaż od tego chciałabym zacząć. Tłumy przy znanych atrakcjach turystycznych stanowią tak stały element krajobrazu turystyki, że zaczęliśmy je uważać za oczywiste. Przecież tak jest zazwyczaj, że tam gdzie tłoczą się ludzie dzieje się coś ciekawego lub znajduje się coś, na co warto popatrzeć!
Jednocześnie ci wszyscy ludzie tak strasznie nas wkurzają. Nie możemy patrzeć na te gęby robiące sobie zdjęcia, no czemu się nie usuwają, zrobiłaś już 100 selfie krowo, daj fotografować innym. W Japonii to stały element najważniejszych zabytków: wkurzeni turyści! Turyści niezadowoleni, że wchodzisz im w kadr i psujesz ich idealnie puste zdjęcie, tylko że dookoła jest dosłownie kilka tysięcy innych osób i każdy z nich chce mieć swoje puste zdjęcie.
Na to właśnie w Złotym Pawilionie znaleźli idealne rozwiązanie. Kto tylko widział stamtąd choć jedną fotografię, pewnie kojarzy pozłacany budynek odbijający się w spokojnej tafli jeziora, puste ścieżki, spokój, park dookoła. To jest krajobraz który znam z licznych zdjęć z Instagrama.
Tymczasem na miejscu sprawa wygląda tak: jest to ogrodzony i ściśle strzeżony park. Zwiedza się go stojąc w wielkiej kolejce która powolutku przesuwa się do przodu, gdy ci z przodu zrobią już wystarczająco dużo zdjęć. A ścieżki w parku, czemu są puste? Ponieważ są zamknięte dla publiki, bo gdyby puścili tamtędy ludzi, to foty wychodziłyby słabo i byłoby widać innych turystów. Jest jeden “punkt foto”, taki taras przy którym stoi dosłownie kilkaset ludzi. Widok stamtąd jest perfekcyjnie wystylizowany w taki sposób, by każdy zrobił swoje idealne zdjęcie Złotego Pawilonu i szedł dalej. Drugą atrakcją jest posąg Buddy z miseczką do której się wrzuca monetę, jeśli się trafi to “będzie się miało szczęście”. Nie da się wejść do żadnej świątyni, Złotego Pawilonu się nie zwiedza (jeszcze by jacyś ludzie byli przy wejściu i co wtedy ze zdjęciami?!), cała zabawa kosztuje jedynie 400 jenów.
Taras i miseczka na monety to są dosłownie jedyne atrakcje Kinkaku-ji. Jest to niby park, ale nie ma ławek, a poza tym i tak tłum jest zbyt dziki by się relaksować jak w normalnym parku. Aż mi przykro o tym pisać, ale taka jest prawda. Pierwszy raz w życiu widziałam tak ekstremalnie rozczarowującą atrakcję, jednocześnie tak bardzo oderwaną od wszystkiego, co się dzieje dookoła. Przy małej świątyni na końcu troszkę chciało mi się płakać, było tak bardzo oczywiste, że żadnych wiernych tam nie ma, a za sznureczek ciągną tylko turyści pozując do zdjęć. Tak, wiem, jak zazwyczaj wyglądają atrakcje turystyczne, ale nie jest to skala z jaką się kiedykolwiek wcześniej spotkałam w przeszłości, nigdy nie widziałam tak słabego miejsca.
Zastanawiam się, czy tego typu miejsca nie są wglądem w to, jak będzie wyglądać turystyka w przyszłości? Wystylizowane i wypolerowane atrakcje które nie mają nic wspólnego z otaczającym je państwem? W paryskim Disneylandzie jest obszar “Ratatouille Adventure”, w którym odwzorowane są idealnie paryskie uliczki i kawiarenki. Paryskie uliczki i kawiarenki – dosłownie 40 kilometrów od centrum Paryża! Złoty Pawilion też oferuje taki “Adventure”: dokładnie odwzorowane wyobrażenie o Japonii, w samym środku Kioto. Wieża Eiffla, Koloseum, Sagrada Familia – te wszystkie miejsca są tysiąc razy bardziej autentyczne, niż Złoty Pawilion.
Wiem, że nie powstrzymam nikogo przed odwiedzeniem Złotego Pawilonu. Każdy pójdzie tam na kilka zdjęć, a potem pobiegnie do innych atrakcji Kioto: do Fushimi Inari, Arashiyamy, Gionu 1. Wszędzie będzie w miarę fajnie bo egzotycznie, ale to ma tak mało wspólnego z Japonią, że aż boli.
A tymczasem Kioto ma tyle do zaoferowania… W najbliższej okolicy jest kilkadziesiąt (!!!) przepięknych i używanych na codzień świątyń, tak samo malowniczych, starszych, również takich nagrodzonych wpisem na listę UNESCO. Nie są one sztucznie puste dla zdjęć, po prostu odwiedza je tak mało osób!
Ja wolałabym, by Złoty Pawilion pozostał taki, jak go sobie wyobrażałam wcześniej: normalna, spokojna świątynia nad jeziorem. Nie jest taki jednak w rzeczywistości i nie ma co tracić na niego czasu.
PS. Azjaci na zdjęciu to przede wszystkim Chińczycy. Z Japonii przyjeżdżają tam głównie wycieczki szkolne.
- Ileż ja mam złego do powiedzenia również o Arashiyamie! ↩
nowe trendy w turystyce to ciekawe zagadnienie…
z jednej strony mamy Disneyland, Gardaland itp, z drugiej piesze wyprawy po Via Francigena. via francigena to włoska odpowiedniczka Camino di Santiago, to droga, która prowadziła niegdyś z Canterbury do Rzymu i dalej, do Jerozolimy. Dziś przeżywa swój renesans: przemierzają ją co raz częściej turyści na piechotę. ta wyprawa naprawdę dostarcza niesamowitych wrażeń!
Bardzo lubię tego typu posty, w których ktoś wyraża swoje niezadowolenie z powodu danej atrakcji turystycznej, czy danego miejsca/miasta, itd. Takie posty mogą nieco otworzyć oczy szerszemu gronu odbiorców. Pokazać, co jest inne niż wyobrażenia.
Nigdy nie byłam w Japonii, jednak Złoty Pawilon znajdował się na mojej liście: „Co koniecznie muszę zobaczyć w tym kraju?”. Teraz widzę jednak, że tam wcale nie jest tak jak myślałam. Owszem, spodziewałam się ogromnej liczby ludzi, ale nie miałam pojęcia o wyznaczonych ścieżkach zwiedzania i zamknięciu tego terenu dla takiego swobodnego przepływu osób. Szkoda, wielka szkoda, że takie rzeczy mają miejsce. Rozumiem specjalne platformy z których można zrobić to jedno wymarzone zdjęcie. Ale nie jestem w stanie zrozumieć pozostałych rzeczy. Nie chcę, aby tak wyglądała turystyka w przyszłości. Wolałabym już, aby ludzie wchodzili w mój kadr, ale przynajmniej świątynia byłaby prawdziwa, a nie tylko taka „na pokaz”.
Pozdrawiam!
Trfilem na Twoj blog przez przypadek i chcialbym pogratulawac :) Fajnie i lekko sie go czyta :) Oby tak dalej :)
Co do Japonii to tez jestem zachwycony tym krajem, szykuje juz 3 podroz i doczekac sie nie moge :) i tak chinczycy niestety psuja duzo ;)
Hahahha, oj, doskonale rozumiem. Po pierwsze nie cierpię selfie, a Azjaci mają jakiegoś kręćka na punkcie robienia zdjęć własnej osoby na tle różnych miejsc; po drugie – Złoty Pawilon rozczarował mnie niesamowicie. Na szczęście ogrody w Srebrnym Pawilonie to już inna historia :)