Następnego dnia w Wiecznym Mieście – zwiedzamy Watykan, wchodzimy na kopułę Bazyki Św. Piotra. A potem spędzamy noc na dworcu Termini…
Tomek dowiedział się, że w soboty Papież odprawia mszę w Bazylice i w piątki można dostać za darmo na nią wejściówki przy jakichś tam drzwiach…
Do św. Piotra tłumy, my je zgrabnie mijamy i kierujemy sie do owych wielkich drzwi, przy których stoi Szwajcar w czerwono-żółto-granatowym mundurze. Drugi rozmawia przez telefon i grzecznie pokazuje ręką, że mamy zaczekać. Po paru minutach pojawia się włoska (?) policja i nad odgania – okazuje się, że to są drzwi do apartamentów papieskich. Niestety, tego dnia nie możemy uczestniczyć w mszy, bo zamiast niej jest koncert i zebranie biskupów, a my nie jesteśmy na liście.
Idziemy więc do Muzeów Watykańskich – okazuje się, że kolejka nie jest aż taka długa, stoimy tylko 15 minut i szybko wchodzimy.
Ogólnie to jeśli ktoś ma tak mało czasu na zwiedzanie Rzymu to nie polecam oglądać w Watykanie „wszystkiego” – my tak chcieliśmy zrobić (a właściwie zrobiliśmy), ale 1. zajęło nam to cały dzień 2. po jakichś czterech godzinach „wyłączył nam się odbiór”. W sensie, chodziliśmy i podobało się, ale piękności i wspaniałości było tak dużo, że trochę otępieliśmy.
W Muzeum Watykańskim są takie krótkie trasy, które zajmują 2 godzinki i obejmują wszystko co najważniejsze – zdecydowanie lepsza opcja. Jeśli kogoś dodatkowo interesuje ceramika grecka albo rzeźby etruskie, to może się cofnąć do innych sal.
Gdy dotarliśmy w końcu do Kaplicy Sykstyńskiej nie miałam nawet siły zrobić jej zdjęcia (tłumaczyłam to sobie tłumem turystów).
Po wykańczającym zwiedzaniu Muzeów Watykańskich idziemy jeszcze do Bazyliki (wejście jest darmowe). Tomek jak zwykle ustalił też, że wchodzimy na jej kopułę.
Nawet mimo kompletniego wycieńczenia jesteśmy onieśmieleni wielkością i majestatem świątyni. Piękne miejsce. Btw. właśnie się dowiedziałam, że nie jest to największy kościół na świecie, ma „tylko 23tys mkw, podczas gdy Bazylika Matki Boskiej Królowej Pokoju w Jamusukro (Wybrzeże Kości Słoniowej) ma 30tys. Niesamowitość.
Po zachwycie wnętrzem zaczynamy wspinaczkę na kopułę. Można wjechać windą (oczywiście drożej to kosztuje), my i tak wolimy wejść po schodach. Niektórzy ludzie których spotykamy po drodze mają z tym problemy.
Najpierw wchodzimy na galeryjkę tuż pod kopułą, skąd widać całe wnętrze Bazyliki.
Później wychodzimy na dach świątyni, by już po chwili zacząć „atak na szczyt”. Schodki na górę są coraz węższe i idzie się prawie przytulając do kopuły. Wrażenie klaustrofobiczne, miejsca niewiele – na szczęście szybko jesteśmy na górze i podziwiamy widoki. Ze kopuły Bazyliki widać cały Rzym i góry odległe o 40 km.
Schodzenie na szczęście idzie nam dużo łatwiej, fajnie że na wejście/wyjście są osobne schody.
Równolegle do kolejki do Muzeów Watykańskich tworzy się ogonek do lodziarni Old Bridge. Lody w lutym to dla mnie trochę ekstrawagancja, ale w Rzymie jest przecież +17 stopni. Zachwycamy się chwilę deserkiem, ale jest już po czwartej a my poprzedniego dnia nie widzieliśmy jeszcze Koloseumm a mamy na nie bilet – jedziemy tam metrem. Na miejscu okazuje się jednak, że wszystko jest zamknięte (Koloseum jest otwarte jakoś do 16, zależy od pory roku).
Tym razem nie udało się całkowicie wykorzystać bilet na Forum, Koloseum i Palatyn – cóż, może następnym razem.
Następny dzień zapowiada się cieżko… Mamy samolot o 6:30 rano, więc na lotnisku musimy być po 4. Trochę szkoda nam (Tomkowi) pieniędzy na hotel, dlatego postanawiamy jakoś przetrwać w nocnym Rzymie…
Rano wymeldowujemy się z hotelu i z dobytkiem na plecach jedziemy jeszcze raz do Watykanu. Na placu św. Piotra trwa właśnie wydarzenie na które nie mogliśmy się dostać wczoraj, ale my idziemy do zamku św. Anioła – ogólnie tego dnia postanawiamy zobaczyć jak najwięcej z tego, czego jeszcze nie widzieliśmy wcześniej.
Spacerujemy po mieście i idziemy do kawiarni tuż przy Panteonie, Tazza d’Oro, założonej w 1946 roku. Wnętrze nie jest piękne, ale na miejscu można wypić pyszną kawę lub kupić trochę świeżych ziaren – to właśnie robimy i idziemy dalej zwiedzać Rzym.
Idziemy na przykład na słynne Schody Hiszpańskie – kolejna po „Ustach Prawdy” rzymska atrakcja której popularności nie rozumiem. To miejsce jest zatłoczone i nie widzę żadnej przyjemności w przebywaniu w takim tłumie, dodatkowo będąc co chwilę zaczepianym przez ulicznych sprzedawców. No i kościół nad tymi schodami też kompletnie mi się nie podobał. Jednym słowem, przereklamowane miejsce.
Po minięciu tych wszystkich tłumów przechodzimy do Piazza del Popolo – niestety, w trakcie naszego pobytu odbywały się tam jakieś targowiska które uznaliśmy za nieinteresujące, i właśnie wtedy Tomek powiedział: jedziemy nad morze.
Rzym jest odległy od morza Tyreńskiego o 30 km i do takich miejscowości jak Fiumicino (tam też jest lotnisko) czy Ostia dojeżdża kolejka (pod)miejska. Cena na nią jest taka sama jak biletu miejskiego, odległość nie ma znaczenia. My tego dnia rano wykupiliśmy bilet całodzienny i jeździliśmy zarówno po mieście jak i nad morze właśnie.
Po drodze robimy przesiadkę z metra na kolejkę – widzimy na tym przystanku Rzym który nie jest dla turystów, trochę brudny, trochę brzydki. Jak każde miasto…
Po godzinie wysiadamy na przystanku Lido di Ostia i gdzieś tam widzimy morze. Pytamy o drogę na plażę publiczną policjantów, są trochę zdziwieni i pokazują, że to jeszcze duużo dalej. Idziemy wzdłuż drogi szybkiego ruchu, równoległej do brzegu, chyba 45 minut, mijamy opuszczone o tej porze plaże prywatne, kluby surfingowe i jachtowe. I w końcu jest: wąskie zejście nad morze…
Oczywiście z radością zdejmujemy buty i chodzimy na bosaka po piaseczku, czasem mocząc nogi. Z jakiegoś powodu ludzi dziwnie na nas patrzą, ale co tam: po prostu nie wiedzieli, że Polacy mogą się tak cieszyć z morza w lutym. Tyle że woda jest za zimna na pływanie, chociaż Tomek odgraża się, że byłby w stanie się wykąpać gdyby miał się w co przebrać.
Chodzimy po piasku ponad godzinę, po lewej stronie morze, po prawej – zabite deskami kluby. Wyglądają okropnie. Znajdujemy też martwego delfina i masę muszelek. Okazuje się też, że zejść nad wodę można było w wielu innych miejscach, przeskakując przez płotki albo przez dziurawe siatki.
Jest jednak już bardzo późno, a chcemy zdążyć zobaczyć parę rzeczy przed ich zamknięciem. Dlatego z przykrością opuszczamy piasek i jedziemy do Bazyliki św. Pawła za Murami.
Pochowany jest tam święty Paweł, a na ścianach naw namalowane są wizerunki kolejnych papieży – podobno kiedy skończy im się miejsce na tych ścianach, nastąpi koniec świata. Spokojnie, miejsca pod kolumnami jest jeszcze bardzo, bardzo dużo.
Okolice tej Bazyliki nie są zbyt piękne, ale ona sama olśniewa swoją wielkością, mozaikami i kolumnami.
Jedziemy później do naszej restauracji Da Vittorio i tam czeka nas niespodzianka – lokal pusty w „porze obiadowej” (14-15) jest całkowicie zapełniony wieczorem. Załapaliśmy się na dwa ostatnie miejsca a ludzie którzy przyszli po nas musieli czekać na zewnątrz aż inni zjedzą – czasem stali tak pół godziny!
Po zjedzeniu pizzy i wypiciu kawy (która nic nam nie daje, i tak jesteśmy już bardzo zmęczeni) wychodzimy z knajpy po 22 i spacerujemy, spacerujemy, spacerujemy…
Wybieramy się do byłej siedziby papieży, Lateranu – niestety jest już zamknięty. Chodzimy wzdłuż Tybru, koło Koloseum, Pomnika Ojczyzny…
Chyba nie muszę pisać, że to nie była najlepiej spędzona noc w moim życiu? Z Tomkiem pokłóciliśmy się już niedługo po północy, bo byliśmy przemęczeni całym dniem zwiedzania. Po drugiej nie mogliśmy już nawet znaleźć żadnej kawiarni ani knajpy w której możnaby przysiąść i się ogrzać. No i na autobus linii Terravision koło dworca Termini przyszliśmy już po trzeciej i tam wegetowaliśmy do czwartej kiedy otworzyli w końcu swoje biuro i przyjechał ich pierwszy bus na lotnisko. Ech.
Jeśli chodzi o autobusy Terravision w Rzymie: należy wcześniej kupić sobie na nie bilet i pół godziny przed odjazdem stanąć w kolejce po „bloczek” bez którego nie wpuszczają do pojazdu. Obsługa jest wobec tych karteczek bardzo upierdliwa i przy nas wysadzili Polaka z dzieckiem bo ich nie miał. Oczywiście instrukcja postępowania jest tylko po angielsku i włosku, więc pewnie takie pomyłki zdarzają się bardzo często…
Powrót był jak jakiś sen: powłócząc nogami przechodzimy kontrolę; próbujemy spać w samolocie co utrudniają włączające się cały czas reklamy Ryanaira; dolatujemy do Polski i od Zakopanego lecimy tuż pod chmurami, dzięki czemu widzimy Zakopiankę, Zalew Dobczycki i Puszczę Niepołomicką. Ja oczywiście nie mam nawet siły wyciągnąć aparatu.
W Krakowie – niestety, nie tak ciepło jak w Wiecznym Mieście, aż trudno uwierzyć, że jeszcze dwie godziny temu tam byliśmy.
A my, mimo tragicznej nocy, przysięgamy sobie tam wrócić – przecież prawie nic nie widzieliśmy!
Rzym to bez wątpienia jedno z tych miejsc na świecie, które każdy przynajmniej raz w życiu powinien zobaczyć. Spacerując po jego uliczkach czuje się niesamowity klimat, którego nie można doświadczyć nigdzie indziej.
Trzy razy byłam we Włoszech, ale zawsze na północy. Do Rzymu nigdy nie dotarłam:(((
Witam serdecznie, chciałbym za rok, max półtorej, może w następne wakacje, może w ferie – z tego co piszecie jest pięknie, zabrać mamę i siostrę do Rzymu, chciałbym tam spędzić od 5 do 12 dni. Czy mogli byśmy jakoś porozmawiać, obgadać jakieś szczegóły. Jak tanio zdobyć bilety. co trzeba zrobić, gdzie znaleźć tani hotel? Rzadko podróżuje dalej niż do rodziny do Niemiec. A chciałbym dać mamie coś czego nie zapomni.
Dzień dobry. Cieszę się, że są osoby, które chcą same planować wyjazd, niezależnie od biur podróży. Ze swojej strony mogę jednak zaproponować tylko post o planowaniu podróży, który ukaże się prawdopodobnie za miesiąc, ewentualnie linki do tego typu postów na innych blogach.
Rozumie Pan jednak, że szczegółowe rozmawianie o wyjeździe i planowanie go za Pana zajęłoby mi wiele czasu, więc takiego wyzwania mogłabym się podjąć tylko odpłatnie.
Jeśli jest Pan tym zainteresowany albo chciałby żebym podesłała linki, to proszę o kontakt mailowy – sandra@duze-podroze.pl
Pozdrawiam :)
Witam serdecznie, chciałbym za rok, max półtorej, może w następne wakacje, może w ferie – z tego co piszecie jest pięknie, zabrać mamę i siostrę do Rzymu, chciałbym tam spędzić od 5 do 12 dni. Czy mogli byśmy jakoś porozmawiać, obgadać jakieś szczegóły. Jak tanio zdobyć bilety. co trzeba zrobić, gdzie znaleźć tani hotel? Rzadko podróżuje dalej niż do rodziny do Niemiec. A chciałbym dać mamie coś czego nie zapomni.
Dzień dobry. Cieszę się, że są osoby, które chcą same planować wyjazd, niezależnie od biur podróży. Ze swojej strony mogę jednak zaproponować tylko post o planowaniu podróży, który ukaże się prawdopodobnie za miesiąc, ewentualnie linki do tego typu postów na innych blogach.
Rozumie Pan jednak, że szczegółowe rozmawianie o wyjeździe i planowanie go za Pana zajęłoby mi wiele czasu, więc takiego wyzwania mogłabym się podjąć tylko odpłatnie.
Jeśli jest Pan tym zainteresowany albo chciałby żebym podesłała linki, to proszę o kontakt mailowy – sandra@duze-podroze.pl
Pozdrawiam :)
Równiez ta część opisu Waszej podróży bardzo mi się podobała :-) I nie pisze tego dlatego, że też jestem z Krakowa :-):-)
Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do Wiecznego Miasta :-)
——————
http://zagubieniwrzymie.blogspot.com
Ja też planuję wyjazd w lutym i już nie mogę się go doczekać. :)
Żeby uniknąć takich nocnych historii, wzięliśmy ostatni nocleg w hotelu. W podobnych sytuacjach na ostatnich wyjazdach (Malaga, Barcelona), spaliśmy na lotnisku. Tym razem zamarzyły mi się bardziej komfortowe warunki i tylko mam nadzieję, że nie zaśpimy na samolot. ;)
W styczniu 2017r. w Rzymie (5-10 stycznia) temperatura wynosiła -1 stopień Celsjusza. Tubylcy nie wychodzili z domów, ale turystów było takie zatrzęsienie, że do Bazyliki w ogóle nie dało się wejść. Na szczęście mieliśmy bilety do muzeów kupione wcześniej przez internet, więc nie było tak tragicznie. Z jednym wyjątkiem – kokaząło się, że Kaplica Sykstyńska jest tego dnia czynna tylko do 12.00, więc miażdżac po drodze kilkudziesięciu Chińczyków pobiegliśmy tam, cudem zdążając przed zamknięciem. Niestety, tłum był taki, że spędziliśmy tam zaledwie 5 minut, a potem nas wypchnięto. Dopiero wtedy mogliśmy od początku zwiedzić całe muzea watykańskie. Jeśli ktoś kocha malarstwo i Rafaela, to będzie w autentycznym raju. Wszystkie najsłynniejsze obrazy świata są tam na wyciągnięcie ręki. Absolutna rewelacja. No i te rzeźby – Grupa Laokona, Tors Belwederski… niech się schowa Luwr.
A hotele i restauracje są najlepsze na Zatybrzu – mniej turystów, mniej komercji, a kuchnia obłędna. Zwłaszcza ich popisowe ossobucco.