Bruksela, moje kochane miasto. Właściwie nie wiem, czemu tak bardzo mi się spodobało. Wszystko w Brukseli jest piękne.

Poprzedni wpis z serii (Amsterdam) —– Wyprawa autostopem Amsterdam-Bruksela-Paryż

Do naszej oceny miasta przyczyniło się przede wszystkim to, że mieliśmy wspaniałego hosta, Jamesa. Było to nasze pierwsze doświadczenie w couchsurfingu i dotychczas pozostaje jednym z najlepszych. Mieszkaliśmy w ścisłym centrum, dosłownie 3 minuty drogi od Grand Place i od Jamesa pierwszego dnia dostaliśmy do ręki klucze. Nigdy nie spodziewaliśmy się takiej otwartości – przecież mało ludzi dałoby obcym klucze do swojego mieszkania, a nas obdarzono już od wejścia tak ogromnym zaufaniem.

Bruksela to też oczywiście czekoladki! Wszystkie pralinki są przepyszne, po prostu rozpływają się w ustach, czekoladowe spełnienie. Ciężko polecić jeden rodzaj, bo wszystkie są cudowne, chociaż mi się najbardziej podobały malinowe, posypane kakao. Witryny też są piękne, wystarczy tylko wspomnieć o czekoladowych fontannach. Pycha.

W jednym ze sklepików w Pasażu pracuje Polka, więc nie musiałam się wstydzić za swój francuski.

Na uliczce Rue de Bouchers jest największe skupisko restauracji. Stoliki, jak widać, ustawione są latem wprost na ulicy, więc jest dosyć ciasno, a kelnerzy zapraszają do siebie każdego przechodnia (komuś oczywiście może się to nie podobać, ale moim zdaniem robią to wystarczająco subtelnie). Owoce morza wykładane są na takie zmrożone lady i stoją jako dekoracja wprost na ulicy.

W godzinach wczesnopopołudniowych mają tam coś w stylu „happy hours”, kiedy to zupa+drugie+deser kosztuje 12-15 euro. Niestety, w końcu się nie zdecydowaliśmy, ale chciałabym to jak najszybciej nadrobić.

Od piątego lipca do trzydziestego września o godzinie 22.30 na Grand Place zaczyna się darmowy pokaz świetlny. Jest połączenie muzyki i kolorowych świateł, a całość wygląda spektakularnie, czego nie oddadzą żadne zdjęcia.

Wieczorem oczywiście belgijskie piwo, o którym z pewnością można napisać niejedną książkę. Dla nas jako Polaków ogromnym zaskoczeniem był wybór – są knajpy, gdzie karta piw ma po 400 stron. Dodatkowo, każde z nich jest podawane w specjalnym kuflu, aby zachować swoje właściwości. Najbardziej przypadł mi do gustu Hoegaarden z limonką, który na szczęście można kupić także w Polsce. Spróbowanie wszystkiego byłoby po prostu niemożliwe.

Co do knajp : najpierw poszliśmy do pubu Cmentarz (jedna z uliczek naprzeciwko ratuszu), gdzie stoliki są zrobione z trumien przykrytych szkłem a ściany obwieszone swieńcami pogrzebowymi. Klimat wcale nie jest tam grobowy, wręcz przeciwnie. Później przeszliśmy do latynoskiej knajpy Rewolucja, tuż obok.

Świetnie się bawiliśmy chociaż skończyliśmy wieczór biedniejsi o jakieś 40 euro (a nie wypiliśmy wiele).

Następnego dnia – spacerek po mieście, w tym odwiedzenie pałacu królewskiego.

W czasie naszego pobytu w Brukseli było bardzo ciepło, więc miasto zwiedziliśmy na nogach. Oczywiście, można pojechać autobusem np. do Atomium czy do Arsenału, choć nasze zwiedzanie całkowicie nam wystarczyło. Byliśmy też oczywiście przy Parlamencie Europejskim, nie interesuje mnie jednak architektura współczesna.

W Brukseli jest masa uroczych miejsc, które potrafią zaskoczyć. Warto wszędzie zaglądnąć, wejść w wąziutkie uliczki, przyjrzeć się czemuś dokładniej. Dosyć dziwna sprawa – kompletnie zapomnieliśmy o Manneken Pis. Wiele rzeczy nadrobiłam przy okazji mojej drugiej wycieczki do Brukseli, w listopadzie tego samego roku.

Tak czy inaczej, Belgia jest super. Jest jak Francja, tylko bez tych wstrętnych  Francuzów.

Autostop z Brukseli do Paryża.

Była to moja najprzyjemniejsza podróż autostopem. Oczywiście późno wyszliśmy od Jamesa, około godziny 14. Na podstawie mapy Brukseli podjechaliśmy najbliżej autostrady E19 jak się dało, weszliśmy na stację i zaczęliśmy łapać. Pierwsze półtora godziny poruszaliśmy się powolutku, każde auto wiozło nas parę kilometrów. Około godziny 18 nawet się zdenerwowałam, że jeśli to ma tak wyglądać, to znowu spędzimy noc na jakiejś stacji (co mi się bardzo nie uśmiechało). Na szczęście, chwilę później zatrzymała się dla nas pewna bardzo rezolutna kobieta, świetnie zresztą mówiąca po angielsku, i dowiozła nas do samego serca Paryża.

Znajomi naszej pani kierowcy mówią na nią Sziwa, co by się zgadzało, bo w czasie jazdy samochodem zachowuje się jakby miała nie jedną, a co najmniej trzy pary rąk. Można by było się trochę bać, biorąc pod uwagę, że cały czas pruła powyżej studwudziestu, ale wszyscy tam tak prują – bo bez obaw mogą. Droga z Brukseli do Paryża jest prosta jak drut, 300 kilometrów pokonuje się w dwie godziny.

Następna część – Paryż.

KategorieInne kraje
Aleksandra Bogusławska

Dwa lata spędziłam w podróży, żyjąc na walizkach i co kilka tygodni zmieniając adres zamieszkania. Dziś mieszkam na stałe w domku na szkockiej wsi. Dużo spaceruję, gotuję wegańsko, spędzam czas w ogrodzie, doceniam małe przyjemności i spokojne życie.
Jestem autorką wszystkich tekstów i zdjęć na stronie.

  1. zycietonajwiekszapodroz says:

    Ciekawy opis! Mi osobiście Bruksela nie przypadła zbyt bardzo do gusty, zwłaszcza, że miałam „przyjemność” zahaczyć o jej północną część ;) Nie polecam takich przeżyć ;) Za to spodobały mi się bardzo inne miasta, szczególnie moje kochane Leuven! ;)

    Opisałam to wszystko u siebie na blogu, zapraszam! :)
    http://zycietonajwiekszapodroz.blogspot.be/

  2. Agni says:

    Uśmiałam się! Serio! Dziękuję :)
    Mi Bruksela podoba się bardziej niż Paryż.
    Atomium jest ciekawsze od Wieży Eiffla.
    Fajny poczatek przygody z Tobą: najpierw przeczytałam ostatni wpis, a teraz ten. Nie mogę się przestać śmiać :D Chyba to będzie moja metoda czytania: jeden od przodu, jeden od tyłu :D
    Miło Cię poznać.
    Pozdrawiam,
    Agni

    1. Aleksandra Bogusławska says:

      No coo Ty, znalazłaś taki stary post? :D Masakra, ja się już wstydzę za te starocie i trzymam tylko przez sentyment, niesamowite że ktoś to czyta i jeszcze się podoba! Dzięki wielkie za miłe słowa i zapraszam ponownie <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.